Czekolada i miód [Z], fanfiction
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czekolada i miód
(Semele, grudzień 2008)
Czekoladę topi się powoli. Garnek z wodą na ogniu, na powyżej naczynie z rozpuszczającymi się kostkami. Trzeba mieszać delikatnie, pilnować, uważać. Odrobina mleka. Nie za dużo, bo przecież jeśli masz ochotę na mleko, to po prostu pijesz mleko. A potem chilli dla ciekawych, cynamon dla zmarzniętych, imbir dla znużonych, wanilia dla smutnych. Czekolada jest dobra na wszystko.
Kruche ciastka to masło, mąka, cukier. Zagniatasz, wałkujeszy i wykrajasz, wałkujesz i wykrajasz, wałkujesz i wykrajasz. Monotonne zajęcie, a potem wielki talerz złotych gwiazdek, kubek gorzkiej herbaty i konfitura na spodeczku. Róża dla kontrastu, wiśnia dla orzeźwienia, jabłko na tęsknotę, malina na łzy. Jak się obejść bez słodyczy?
Łyżka do słoika i teraz ostrożnie. Żeby nie uronić ani kropli. Z miodem łatwo przesadzić, odrobina za dużo i wszystko nadaje się do kosza. Ale jak tu nie zaryzykować, nie otrzeć się o granicę? Bez błędów nie ma kunsztu. Lipowy na słońce, gryczany na wieczór, wrzosowy od święta, spadziowy na zimę. Nadanie tonu.
***
Nigdy nie pojął tej harmonii, czuł ją intuicyjnie, smakował, marzył, ale nie ogarniał umysłem. W jego rękach czekolada nie była dość słodka, przyprawy się rozsypywały, ciastka przypalały, konfitury nie pasowały, miód się rozlewał.
— Pachniesz czekoladą.
— Tak, chyba rzeczywiście. Piłam czekoladę z bitą śmietaną.
— To jakaś okazja?
— Zawsze jest jakaś okazja.
To ona potrafiła to ogarnąć. Zapach piernika na włosach, smak cytryny na rękach, korzeń imbiru na języku. Słodycze słodkie i niesłodkie, choć wcześniej nie myślał, że to możliwe. Kontrasty. Mocna herbata uwypukla konfiturę z róży, chilli przedłuża ciepło czekolady, cytryna podkreśla miód.
— Alicjo, znowu ciasto?
— Dzisiaj jest dobry dzień na ciasto.
— Kusisz?
— Trochę.
Po zmroku zapachy powoli uciekały z domu, ale nie z jej włosów, skóry, ubrań. Domowa sukienka przesiąknięta aromatem korzeni, plamka miodu w zgięciu szyi, posmak wanilii w kąciku ust. Wargi ciepłe jak toffi, skóra gładka jak wiśnie. Dłonie delikatne jak przy mieszaniu czekolady, oczy skupione jak przy krojeniu orzechów. Może gdzieś słona łza, może gdzieś gorzka myśl, może gdzieś cierpkie słowo, ale to dobrze. Dla kontrastu.
— Jesteś czarodziejką.
— Czarownicą.
— Też. Ale to nie to samo.
— Chyba rozumiem, co masz na myśli.
A potem, niedługo potem, niewiele ponad rok, żółta kuchnia przestała być ciepła i cicha. Na te kilka godzin, kiedy wtargnęli do niej niechciani goście, była nawet bardzo głośna. Później już tylko szpitalny pokój, porozrywane nitki myśli, jakieś niejasne wspomnienie pulsujące bólem jakby gwóźdź w głowie. Zapach leków, płynu do płukania, mydła, kwiatów na sąsiednim stoliku. Obca kobieta na łóżku obok, bo przecież jej ręce nie pachną ani cytryną, ani imbirem.
***
Kiedy jesz bakalie, czasem nawet nie zauważasz, że znikają, dopóki nie połkniesz ostatniej. Jeśli umiesz je ułożyć, są najpiękniejszą ozdobą, jaką można by sobie wymarzyć. Trzeba wiedzieć, do czego warto je dodać skoro można niemal do wszystkiego. Orzechy dla mądrości, morele dla przyjemności, migdały mimochodem, daktyle ze śmiechem. Bo dlaczego nie?
Bita śmietana bywa tak słodka, że aż mdli, ale jesz ją aż do bólu żołądka. Odrobina luksusu, rozkoszy, smaku dla smaku. Żadnego wyższego celu, bo i po co? Czysta kropla nieumiarkowania w jedzeniu. Na szarlotce dla porządku, z kawą dla złagodzenia, w waflu dla żartu, z czekoladą dla rozpusty. Taka drobina chaosu.
Lody to już wyższa sztuka, nawet jeśli ma się do pomocy zaklęcia. Muszą być zmrożone, ale miękkie, delikatne, puszyste. Nie mają smaku, konsystencji, kształtu, dopiero ty musisz nadać im wszystko. Odbije się na nich najmniejsze potknięcie, wymagają subtelności i precyzji. Dobrze odpłacają za wysiłek. Z owocami dla żywiołowych, z likierem dla ironicznych, z sokiem dla radosnych, z toffi dla przygnębionych. Byle nie zapomnieć.
... [ Pobierz całość w formacie PDF ]