Cunningham Elaine - Mroczna Podróż, Star Wars - Gwiezdne Wojny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1 Elaine Cunningham Mroczna podróż2MROCZNA PODRÓŻELAINE CUNNINGHAMPrzekładANDRZEJ SYRZYCKI3 Elaine Cunningham Mroczna podróż4Tytuł oryginałuDARK JOURNEYRedaktor seriiZBIGNIEW FONIAKRedakcja stylistycznaMAGDALENA STACHOWICZRedakcja technicznaANDRZEJ WITKOWSKIKorektaBARBARA CYWIŃSKAJOANNA LEWANDOWSKAIlustracja na okładceSTEVEN D.ANDERSONSkładWYDAWNICTWO AMBERCopyright © 2002 by Lucasfilm, Ltd. & TM.All rights reserved.For the Polish editionCopyright © 2002 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.Erikowi Kulisowi, mojemu bratankowi- sympatykowi Gwiezdnych Wojen, który miał odwagę wstaći wrzasnąć „Nie!” w wypełnionej po brzegi sali kinowej,kiedy zobaczył, jak zakończyła się walkaObi-Wana z Darthem Maulem.ISBN 83-241-0117-9Elaine CunninghamROZDZIAŁ1Zza krawędzi Myrkra wyłaniała się oślepiająca tarcza wschodzącego słońca. Bezkresnelasy północnej półkuli zaczynały się jarzyć zielonym blaskiem. Oglądana z przestworzyplaneta sprawiała wrażenie porośniętej bujną roślinnością. Wyglądała zupełniejak Yuuzhan'tar, dawno zaginiony świat z legendy Yuuzhan Vongów.Przy iluminatorze kapłanostatku stali dwaj Yuuzhanie. W głębokiej zadumie i milczeniuspoglądali na wschodzące słońce. Jeden był wysoki i wychudzony, miał ukośnieścięte czoło i arystokratyczne rysy twarzy, na której widniały ślady wielu ofiarnychaktów. Ślady te, podobnie jak zawój, który osłaniał jego głowę, dowodziły, że jest arcykapłanem.Jego towarzysz był młodszy i silnie umięśniony. Emanowała z niego takasiła, że na pierwszy rzut oka trudno byłoby powiedzieć, gdzie kończy się wojownik, azaczyna pancerz. Można było odnieść wrażenie, że widzi się skomplikowanążywąbroń. Wojownik miał ponurą minę i wpatrywał się w iluminator z takim napięciem, żechociaż stał w pełnej szacunku odległości od kapłana, wyglądało, jakby poruszał się doprzodu.W pewnej chwili kapłan wyciągnął rękęi wszystkimi trzema palcami pokazałwschodzące słońce.-Świt - wyrecytował. - Płomienny kres śmiertelnej nocy.Chociaż Harrar posłużył się wyświechtanym przysłowiem, w jego zwróconych naodległą planetę oczach malował sięprawdziwy szacunek. Młodszy wojownik dotknąłczoła dwoma palcami w geście świadczącym o pobożności, ale było widać, że jegouwagę, bardziej niż wschód słońca Myrkra, zaprząta tocząca się w przestworzach bitwa.Na tle ciemnozielonej tarczy planety widniała koralowa bryła rozmiaru pięści. Byłastarzejącym sięświatostatkiem. Wyglądała na opuszczoną i wymarłą, ale wciąż jeszczestanowiła dom dla setek Yuuzhan Vongów, usługujących im stworzeń i zwyczajnychniewolników. Harrar dostrzegł pierwsze oznaki toczącej się bitwy, dopiero kiedykapłanostatek zmniejszył odległość dzielącągo od Myrkra. W przestworzach roiły sięmikroskopijne koralowe punkciki, z których wytryskiwały raz po raz cienkie nitkiognia. W nieregularnych odstępach czasu pojawiały się także płomieniste kule plazmy.Jeżeli naprawdężycie było bólem, światostatek sprawiał wrażenie bardzo żywotnego.Mroczna podróż-Przylecieliśmy w samą porę - odezwał się kapłan, przenosząc spojrzenie na młodegowojownika. - Wygląda na to, że ci młodzi Jeedai za wszelką cenę pragną się staćgodnymi ofiarami.- Jest tak, jak powiadasz, Eminencjo.Uprzejme słowa zabrzmiały jednak dość sucho, jakby młody Yuuzhanin nie przywiązywałdo nich zbyt wielkiej wagi. Harrar odwrócił się i zmierzył go podejrzliwymwzrokiem. Rozdźwięk między kapłanami a dowódcami wojsk stawał się coraz wyraźniejszy,ale nawet patrząc uważnie na Khalee Laha, kapłan nie mógłmu niczego zarzucić.Syn wojennego mistrza, Tsavonga Laha. wyróżniał się wśród Yuuzhan Vongów.Normalną szarą karnację było widać tylko na wąskich paskach i zawijasach, pozostawionychmiędzy wieloma czarnymi bliznami i tatuażami. Z implantowanych szpikulcówna ramionach zwieszała się peleryna władzy. Inne wszczepione kolce wyrastały złokci i kostek palców. Pośrodku czoła widniałpojedynczy krótki, gruby róg. Harrarwiedział, jak trudno było coś takiego implantować; dowodziło to, że właściciel okazałsię osobą naprawdę godną.Kiedy kapłan usłyszał, że w charakterze wojskowej eskorty przydzielono mu tegowłaśnie obiecującego wojownika, poczuł się naprawdę zaszczycony, ale i zaintrygowany.Wiedział jednak, że musi się mieć na baczności. Jak każdy prawdziwy kapłan Yun-Harli, bogini zwodzicielek, uwielbiał gry, w których należało oszukiwać przeciwnika.Prawdziwym mistrzem w knuciu skomplikowanych intryg był jego dobry przyjaciel,Tsavong Lah; Harrar przypuszczał, że tego samego powinien się spodziewać po swoimmłodym dowódcy.Khalee odwrócił się i wytrzymał siłę spojrzenia arcykapłana. W jego oczach malowałasię szczerość i szacunek.- Czy mogę powiedzieć, co myślę. Eminencjo? - zapytał.Harrar zaczynał się domyślać, dlaczego Tsavong Lah wysłał syna na służbę do kapłanasekty zwodzicielek. Szczerość była słabością i mogła się przyczynić do czyjejśzguby.- Jeżeli o to chodzi, powinieneś wziąć pod uwagę osąd wojennego mistrza - doradził,kryjąc słowa przestrogi pod pozorem zgody.Młody Yuuzhanin poważnie kiwnął głową.- Tsavong Lah powierzył ci zadanie złożenia w ofierze bliźniąt Jeedai - zaczął. -Powodzenie jego ostatniego przeszczepu jest wciąż jeszcze w rękach bogów, a ty jesteśjego wybranym pośrednikiem. To, co wojenny mistrz szanuje, ja darzę czcią i wielbię.Kończąc zdanie, przyklęknął na jedno kolano i w pełnym szacunku geście pochyliłgłowę.Harrar wcale nie zamierzał nakłaniać młodzieńca do takich wypowiedzi, ale KhaleeLah sprawiał wrażenie zadowolonego kierunkiem, jaki przybrała ich rozmowa.Wstał i ponownie skierowałspojrzenie na unoszący się w przestworzach światostatek.-A zatem będę szczery - powiedział. - Wydaje się, że bitwa nie przebiega tak pomyślnie,jak się spodziewano. Może nawet nie tak dobrze, jak meldował Nom Anor.Elaine CunninghamHarrar zmarszczył czoło i obrzucił wojownika gniewnym spojrzeniem. Wprawdzietakże nie miał zbyt wysokiego mniemania o umiejętnościach yuuzhańskiego szpiega,ale Nom Anor piastował stanowisko egzekutora i nikt nie powinien pochopnie go krytykować.- Takie słowa mogą zostać poczytane za dowód zdrady, młody przyjacielu ostrzegł.-Prawda nigdy nie oznacza zdrady - wyrecytował Khalee Lah.Kapłan zastanowił się nad tym, co usłyszał. Kapłani Yun-Harli i niektórzy inniczłonkowie społeczności Yuuzhan Vongów uważali to przysłowie za ironiczny dowcip,ale w głosie młodego wojownika brzmiała niewątpliwa szczerość.Harrar postarał się nadać swoim rysom wyraz takiej samej szczerości, jaki malowałsięna twarzy jego rozmówcy.-Jaśniej - rozkazał.Khalee Lah wyciągnął rękę, aby wskazać ciemny mały kształt, oddalający się odrosnącej w oczach koralowej bryły pod ostrym kątem do wektora lotu kapłanostatku.- To „Ksstarr" - powiedział. - Fregata, na której pokładzie przyleciał na MyrkrNom Anor.Harrar pochylił się i zbliżył twarz do iluminatora, ale jego wzrok nie mógł dorównaćwspomaganym przez implanty oczom wojownika. Kapłan dotknął dłonią portal. Wodpowiedzi na jego polecenie cienka błona mrużna zmieniła kształt, aby zapewnićwiększą ostrość i nawet niewielkie powiększenie.- Masz rację - mruknął, kiedy dostrzegł wyraźne guzy i wybrzuszenia na spodziezbliżającej się jednostki. -Jeżeli walka z Jeedai jest prawie wygrana, jak meldowałNom Anor, to dlaczego ucieka z pola bitwy? Muszę z nim natychmiast porozmawiać.Khalee Lah odwrócił się w stronę drzwi i powtórzył słowa kapłana, nadając imformę rozkazu. Stojący przy drzwiach strażnicy skrzyżowali ręce i grzmotnęli się pięściamiw przeciwległe ramiona, po czym wybiegli, aby wykonać rozkaz dowódcy.Chwilę potem coraz głośniejszy stukot chitynowych butów oznajmił o zbliżaniusię podwładnego. W pokoju pojawiła sięwytatuowana w jaskrawozielone i żółte zawijasymłoda wojowniczka. W szponiastych dłoniach trzymała karbowany przedmiot.Skłoniła się, pokazała villipa Harrarowi i umieściła stworzenie na niewielkim postumencie.Kapłan odprawił ją niecierpliwym machnięciem ręki i pogłaskał inteligentną kulę.Zewnętrzna warstwa spłynęła do tyłu i odsłoniła miękką tkankę, która zaczęła się układaćw nieforemny wizerunek poznaczonej bliznami twarzy Noma Anora. Jeden oczodółegzekutora był pusty i zapadnięty, a otwarta powieka niemal stykała się z widocznympod okiem niebieskim workiem w kształcie półksiężyca. Plujący jadem playerin boi,który kiedyś tkwił w oczodole i wyróżniałNoma Anora spośród innych Yuuzhan, zniknął,i wszystko wskazywało, że egzekutor nie uzyskał jeszcze pozwolenia na zastąpieniego następnym.Wyraźnie zadowolony Harrar zmrużył oczy. Nom Anor wielokrotnie poniósł klęskę,ale ani razu nie zgodził się przyjąć odpowiedzialności za swoje czyny. Zachowującsię w sposób niegodny yuuzhańskiego wojownika, zawsze starał się obarczać winą inneMroczna podróżosoby. Kiedy jedna z jego szpiegowskich wypraw zakończyła się fiaskiem, przejściowejdegradacji nie ustrzegł się nawet sam Harrar. Chociaż do porażki przyczynili się wznacznej mierze agenci egzekutora, Nom Anor wykpił się jednak naganą. Na widokzniekształconej twarzy szpiega Harrar doszedł do przekonania, że bogowie sami decydująkiedy wymierzyć sprawiedliwość.Chociażwizerunek twarzy Noma Anora był zniekształcony i rozmyty, egzekutorsprawiał wrażenie zniecierpliwionego, a może nawet rozdrażnionego.- Wasza Eminencjo? - odezwał się pytającym tonem.-Chcę usłyszeć twój raport -przerwał mu szorstko kapłan.Zobaczył, że jedyne ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]