Czuję urazę do niej za to, Dokumenty2, ciekawe artykuły z netu

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czuję urazę do niej za to, że wciąż żyje

Deidre Fernand

Czytelniczka opisuje swoje rozgoryczenie, gniew i rozpacz z powodu konieczności opiekowania się swoją matką.

Jak tylko usłyszy, że się poruszam, woła: „Zrobiłabym siusiu”, a kiedy wstaję, moje serce zamiera. Mój własny dzień kończy się i zaczynam kolejny dzień, jako opiekunka mojej 98-letniej matki, od ciągnięcia jej na nocnik. Słyszę jak z niego korzysta, a potem, odwracając twarz, zabieram go do toalety i opróżniam. Przynoszę jej zęby, ona gmera w miseczce i wkłada je drżącą ręką. Powinnam jej pomóc, ale nie mogę przemóc się, aby ich dotknąć.

Później robię jej śniadanie, karmię ją i próbuję, bezskutecznie, ignorować jej okropne odgłosy żucia. Spoglądam w bok, aby nie patrzeć na jej podnoszące się i opadające brwi, kiedy pije przez słomkę przez zapadnięte usta.

Podaję jej leki, podpieram ją na poduszkach i włączam pierwszą z tych cholernych książek do słuchania, które grają przez cały dzień, niwecząc moją koncentrację, spokój umysłu i prywatność.

Kiedy muszę ją przesunąć, narażając swój kręgosłup, dotykam jej przez ręcznik lub koszulę nocną, ponieważ nie mogę znieść dotyku jej skóry. Wszystko, co jej dotyczy, budzi teraz we mnie odrazę i męczy mnie poczucie winy i współczucie. To nie jest jej wina. W takim razie musi to być moja wina.

Jak to się stało, że to wszystko tak się skończyło? Co jest ze mną nie tak? Dlaczego taka jestem? Mając 58 lat, jestem jedną z tych okropnych osób, które wolą czteronożne istoty od dwunożnych, która nie ma żadnych skłonności opiekuńczych w odniesieniu do innych osób. Ja nawet zrezygnowałam z posiadania dzieci, ponieważ nie chciałam brać odpowiedzialności za czyjeś życie i nie potrafiłam zmierzyć się z myślą o całym tym zamieszaniu, które jest z tym związane. Dlaczego konieczność pielęgnowania potrzebującego wraku człowieka, który przejął moje życie, z prawdziwie bezinteresownym, dobrym sercem jest dla mnie aż tak bardzo nie do przyjęcia?

Mogłabym to zrobić dla psa. Kiedy zwierzak był stary i chory, opiekowałam się nim z miłością, życzliwością i delikatnością, nigdy nie mając nic przeciw sprzątaniu po niej; umarła na moich rękach, a ja szlochałam i smuciłam się. Kochałam ją.

Nie mogę powiedzieć tego samego o mojej matce i właśnie to poczucie winy sprawie, że tkwię w piekle.

Moja matka, ze swoim szwankującym wzrokiem, nie widzi mimowolnej odrazy na mojej twarzy, kiedy prowadzę ją do toalety. Mam nadzieję, że nie zdaje sobie sprawy w swoim ciągle czujnym umyśle, jak wielką czuję urazę do niej za to, że wciąż żyje. Przeżyła swoje życie, a teraz żyje moim.

Dlaczego nie oddać jej do domu opieki? Ponieważ resztki sumienia nie pozwalają mi umieścić jej, przy jej pogarszającym się słuchu i wzroku oraz fizycznej słabości, w obcym otoczeniu, którego nie potrafi sobie wyobrazić, gdzie zajmowaliby się nią obcy ludzie, których ona nie może dobrze usłyszeć, ani zobaczyć. Na to wszystko jest już za późno.

Pielęgniarki z rejonu radośnie wpadają i wypadają z naszego domu i patrzą z cichą dezaprobatą, kiedy po kolejnej niespokojnej nocy widzą mnie w szlafroku po dziewiątej rano, promieniują rześkością i zakładają, że jestem równie sprawna i posiadam takie umiejętności jak one.

„Proszę” - mówią, wręczając mi jeszcze jedną tubkę kremu. „Może pani wcierać go w nocy.”

„Nie, nie mogę” - chcę krzyknąć. „Czy nie rozumiecie? Nie jestem pielęgniarką, nie mam do tego powołania, nie przeszłam żadnego szkolenia, to, że mam jej dotknąć budzi we mnie bunt.”

Zamiast tego kiwam głową w osłupieniu i dziękuję im pamiętając o tym, aby kupić więcej jednorazowych rękawiczek.

„Ona jest cudowna, nieprawdaż?” - mówią z podziwem odwiedzający nas krewni, odchodząc z powrotem do swojego normalnego życia. „Nie, nie jest” - chce mi się krzyczeć. „To ja jestem cudowna, do cholery!”

Mało osób z własnej woli wybiera rolę opiekuna. Mnie, tak jak wielu innym, zdarzyło się to ukradkiem. Wypierałam się tego, byłam beznadziejnie niedostosowana do tej roli, ale robiąc jedną drobną rzecz dla niej, a potem kolejną, nagle zdałam sobie sprawę, że moje życie zostało mi całkowicie odebrane. Mimowolnie i nie zdając sobie z tego sprawy, stałam się opiekunką. To sytuacja mnie wybrała - nie miałam wyboru.

Od czasu do czasu oferuje mi się „wolne dni dla opiekuna”, kiedy mam okazję spotkać innych opiekunów i skorzystać z darmowych (nie moje podkreślenie) „sesji próbnych” różnych alternatywnych form terapii i darmowych lunchów z herbatą i kawą. Super! Czy tylko ja uważam te propozycje za protekcjonalne i obraźliwe? Czy jestem niewdzięczna? Nie mogę wyjść ze zdziwienia i prawdziwego żalu, że ktokolwiek (moje podkreślenie) może sobie pomyśleć, że cały wesoły dzień spędzony z innymi biednymi, wykorzystywanymi durniami oraz coś za darmo mogą w jakikolwiek sposób wynagrodzić mi moje zrujnowane życie. Ponieważ tak właśnie jest. Jest to wydany na siebie wyrok pozbawienia wolności, bez przepustek za dobre sprawowanie i bez szansy na ucieczkę.

Odczuwam podziw, przy jednoczesnym zakłopotaniu, dla tych opiekunów, którzy udzielają wywiadów, uśmiechają się szeroko do kamery przy swoich podopiecznych, sprawiając wrażenie, że zostali do tego stworzeni, że jest to zadanie ich życia, a oni są zachwyceni mogąc je wypełniać. Mój wewnętrzny głos gromi mnie: „Ty suko, też powinnaś być taka” – ale ja taka nie jestem i nie potrafię takiej udawać. Nienawidzę tego.

Jeśli musisz dokonać wyboru co do podjęcia się tej trudnej roli, nie rób tego. Ale jeśli jesteś taka jak ja, to to podstępnie zakradnie się i zanim zdasz sobie sprawę, już będzie za późno, już będziesz opiekunem. I nie będziesz w stanie zrezygnować.

Za moim pozornym spokojem, kompetencją i opiekuńczością kryje się męczeńskie poczucie winy wobec tej urazy, którą odczuwam wobec tej okropnej starej wiedźmy, wyczerpanie, depresja, poczucie wyizolowania.

Jestem tylko jedną z sześciu milionów opiekunów w Zjednoczonym Królestwie. Pracuję czując się zraniona, zrujnowana finansowo, psychicznie, fizycznie i emocjonalnie, załamując się w moich bezsilnych próbach utrzymania się na powierzchni do czasu, aż nie będę już dłużej potrzebna. I zobaczę co pozostanie, jeśli w ogóle coś pozostanie, z moich marzeń oraz czy nadal będę wystarczająco młoda, aby zaopiekować się – samą sobą.

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pees.xlx.pl
  •