Cynsterowie10 Idealna narzeczona - Laurens Stephanie, cykl cysternowie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tytuł oryginału:
The Ideal Bride
Rozdział 1
Projekt okładki: Beata Kulesza Damaziak
Korekta: Alicja Chylińska
Copyright © 2004 by Savdek Management Proprietory Ltd.
Copyright © 2007 for the Polish translation Wydawnictwo BIS
Published by arrangement with Avon Books, an imprint of
HarperCollinsPublishers Inc. Ali rights reserved.
ISBN 978-83-89685-91-9
Późny czerwiec 1825 roku
Posiadłość Eyeworth Manor, niedaleko Fritham w New Forest
,
Hampshire
Żona, żona, żona, żona.
Michael Anstruther-Wetherby zaklął pod nosem. Od
dwudziestu czterech godzin to słowo tłukło mu się po głowie. Od
chwili, gdy opuścił weselne śniadanie Amelii Cynster, najpierw
pobrzmiewało w rytm turkotu kół powozu, a teraz jednostajnego
stukotu końskich kopyt.
Zacisnął usta i wyprowadził Atlasa ze stajennego dziedzińca
w kierunku podjazdu otaczającego dom.
Gdyby nie pojechał do Cambridgeshire na ślub Amelii, teraz
byłby już o krok bliżej chwili, gdy będzie mężczyzną zaręczonym.
Jednak ten właśnie ślub był jedynym wydarzeniem, którego nie
mógł opuścić - nawet nie przyszłoby mu to do głowy. Pomijając już
fakt, że jego siostra Honoria, księżna St. Ives, była gospodynią
przyjęcia, ślub stwarzał okazję do rodzinnego zjazdu, a Michael
bardzo sobie cenił więzy rodzinne.
Ostatnimi laty rodzinne koneksje niezmiernie mu pomagały,
najpierw w zdobyciu w swoim okręgu
Wydawnictwo BIS
ul. Lędzka 44a
01-446 Warszawa
tel. (0-22) 877-27-05, fax (0-22) 837-10-84
e-mail:
Druk i oprawa: Białostockie Zakłady Graficzne SA
5
1
New Forest - królewskie tereny łowieckie ustanowione w 1079 roku
przez Wilhelma Zdobywcę, początkowo głównie dla polowań na jelenie
(wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).
 mandatu posła
, a później we wspinaczce po drabinie kariery i
zdobywaniu coraz wyższych stanowisk, choć to akurat nie stanowiło
dla niego powodu do dumy. Dla Michaela rodzina zawsze była
najważniejsza.
Gdy jechał wokół swojego domu, solidnej trzypiętrowej
rezydencji zbudowanej z szarego kamienia, jego wzrok - jak zawsze
zresztą, gdy tędy przejeżdżał - powędrował ku pomnikowi od
czternastu lat stojącemu na uboczu, mniej więcej w połowie drogi
między domem a główną bramą. Był to zwykły kamień, a za nim
rosły krzewy o ciemnozielonych liściach, wypełniające wolną
przestrzeń między wysokimi drzewami; kamień upamiętniał miejsce,
w którym jego rodzina - rodzice, młodszy brat i siostra spieszący do
domu, by zdążyć przed burzą - zginęli w powozie przygniecionym
przewracającym się drzewem. On i Honoria widzieli to z okna sali
lekcyjnej.
Może to tylko ludzka natura każe nam tak bardzo cenić to, co
straciliśmy?
Zszokowani, pogrążeni w rozpaczy i żałobie, zagubieni,
wciąż jednak mieli siebie. Michael, wtedy niespełna
dziewiętnastoletni, i Honoria wówczas szesnastolatka, musieli się
rozstać, ale nigdy nie stracili ze sobą kontaktu - po tym, co ich
spotkało, byli sobie nawet bliżsi niż kiedykolwiek. Potem jednak
Honoria spotkała Diabła Cynstera - i teraz miała już własną rodzinę.
Ściągnął lejce, by Atłas zwolnił, gdy zbliżał się do kamienia,
Michael myślał o tym, że ona ma już swoją rodzinę, a on nie. W jego
życiu wiele się działo, kalendarz pękał w szwach, jednak w rzadkich
momentach, takich jak ten, Michael bardzo wyraźnie widział ów
brak i czuł kłującą w serce samotność.
Zatrzymał się i popatrzył na kamień, potem zacisnął zęby i
spojrzawszy przed siebie, spiął konia; Atlas ruszył z kopyta. Michael
wprowadził go w równy cwał. Donośny dźwięk końskiego rżenia,
który tłukł mu się po głowie i przypominał o rodzinnej tragedii,
powoli cichł.
Dziś Michael był zdecydowany zrobić pierwszy krok ku
temu, by założyć rodzinę.
Żona, żona, żona, żona.
Wiejskie krajobrazy otaczały Michaela, brały go w ramiona
bujnej zieleni, witały na polach, łąkach i lasach, które dla niego były
ucieleśnieniem domu. Słoneczne promienie migotały wśród
poruszanych wiatrem liści, a poza śpiewem ptaków i szmerem wia-
tru w koronach drzew, które zamykały się nad Michaelem jak
baldachim, żaden inny dźwięk nie zagłuszał stukotu kopyt Atlasa.
Droga, wąska i kręta, nie rozwidlała się w żadną stronę, lecz wiodła
wprost do posiadłości, dopiero dalej łącząc się z szerszą drogą bie-
gnącą na południe, do Lyndhurst. Opodal tego skrzyżowania inna
droga wiodła na wschód, do wsi o nazwie Bramshaw i posiadłości
Bramshaw House, miejsca, do którego zmierzał Michael.
Już kilka miesięcy temu zdecydował, że wybierze się do
Bramshaw House, ale po raz kolejny zajęły go sprawy wagi
państwowej i problemy osobiste musiały zejść na boczny tor. Gdy
zdał sobie sprawę, że nie pierwszy raz tak właśnie się dzieje, usiadł i
napisał plan; ściśle się go trzymał, jak dotąd jedynym wydarzeniem,
które ów plan zakłóciło, był ślub Amelii. Michael opuścił jednak
weselne śniadanie na tyle wcześnie, by móc tu przyjechać.
Jechał ku swemu przeznaczeniu.
Z Somersham wyruszył wczesnym popołudniem; zatrzymał
się na noc u przyjaciela w Basingstoke. Ni-
6
7
2
W Anglii wszystkie okręgi wyborcze są jednomandatowe.
 komu nie wspominał, dlaczego jedzie do domu, jednak nie
opuszczała go myśl o tym, po co tam jedzie. Wstał o brzasku, w
domu był wczesnym przedpołudniem. Teraz dochodziła druga i nie
zamierzał już dłużej odkładać wyjazdu do Bramshaw House. Kości
zostały rzucone; cała sprawa, jeśli jeszcze nie jest zakończona, to
przynajmniej rozpoczęta. Sprawy wyborców? Tak, możemy i tak to
nazwać. Pytanie Amelii, jego odpowiedź, doskonała na swój sposób.
Dla parlamentarzysty, który właśnie skończył trzydzieści trzy lata,
wciąż pozostając kawalerem, a którego poinformowano, że jego
kandydatura brana jest pod uwagę przy awansach na stanowiska
ministerialne, małżeństwo zdecydowanie można było określić
"sprawą wyborców".
Pogodził się z tym, że musi się ożenić, w zasadzie od zawsze
wiedział, że kiedyś to zrobi. Jak inaczej mógłby założyć rodzinę,
której tak bardzo pragnął? Mijały lata, a jego pochwyciły sprawy
związane z jego rozwijającą się karierą, bliskie związki z
Cynsterami i wpływowymi osobami z towarzystwa; był coraz
bardziej świadom głębi doświadczenia, do jakiego doprowadza
małżeński stan, ale Michael miał coraz mniejszą ochotę, by dążyć do
obranego celu.
Teraz jednak nadszedł jego czas. Gdy parlament
zamknął ostatnią przed latem sesję, Michael nie
miał najmniejszych wątpliwości, że premier oczeku-
je od niego, że zimą wróci do Londynu z żoną u bo-
ku, a tym samym, przy wszelkich przesunięciach ka-
drowych w gabinecie premiera, które zazwyczaj od-
bywają się jesienią, będzie można brać jego kandyda-
turę pod uwagę. Od kwietnia zabrał się za poszuki-
wanie idealnej narzeczonej.
Michaela ogarnął spokój wiejskiego krajobrazu, ale w głowie
wciąż słyszał jak refren
żona, żona, żona;
jego ton tym mniej był
natrętny, im on bliżej był celu, do którego zmierzał.
Łatwo było określić cechy i przymioty, które Michael
chciałby odnaleźć w swej przyszłej żonie: musi być urodziwa i
lojalna, wspierać go, być utalentowaną gospodynią i panią domu
oraz osobą inteligentną, z pewną dozą humoru; jednak znalezienie
takiego ideału to już zupełnie inna sprawa. Spędziwszy wiele godzin
na balach i przyjęciach, Michael doszedł do wniosku, że najmądrzej
zrobi, jeśli poszuka sobie żony, która będzie rozumiała, na czym
polega polityka, a nawet więcej - na czym polega życie polityka
odnoszącego sukcesy.
Potem spotkał Elizabeth Mollison, a ściślej rzecz biorąc
spotkał po raz kolejny, bo przecież znał ją całe życie. Jej ojciec,
Geoffrey Mollison, był właścicielem Bramshaw House i wcześniej
to właśnie on był posłem okręgu, który teraz reprezentował Michael.
Mollison załamał się po nagłej śmierci żony i zrezygnował z miejsca
w parlamencie, a stało się to dokładnie w chwili, gdy w świecie
polityki pojawił się Michael, wspierany przez swego dziadka -
Magnusa Anstruther-Wetherby'ego i rodzinę Cynsterów. Wszystko
to wyglądało na szczęśliwe zrządzenie losu; Geoffrey był
mężczyzną niezwykle odpowiedzialnym i sumiennym, ulżyło mu
więc, gdy okazało się, że swój mandat może przekazać w ręce
kogoś, kogo zna. Mimo że Michael i Geoffrey należeli do dwóch
różnych pokoleń i mieli zupełnie różne charaktery, szczególnie gdy
chodziło o ambicje i aspiracje. Michael zawsze uważał Geoffreya za
człowieka o miłym usposobieniu, który niezmiennie gotów jest
innym nieść pomoc.
8
9
Michael miał nadzieję, że Geoffrey pomoże mu również tym
razem i wesprze go w zamiarze poślubienia Elizabeth.
W ocenie Michaela Elizabeth była bliska ideału. Wprawdzie
jeszcze bardzo młoda - miała dopiero dziewiętnaście lat -jednak
pochodziła z dobrej rodziny, nie były jej obce obowiązki pani domu
i bez wątpienia została dobrze wychowana, a także, jak sądził
Michael, umiałaby nauczyć się wszystkiego, co żona polityka
powinna umieć. Była typową angielską pięknością o jasnych
włosach, niebieskich oczach i alabastrowej cerze; jej smukła figura
doskonale prezentowała się w modnych sukniach. Najważniejsze
jednak wydawało się to, że Elizabeth dorastała w domu, w którym
polityka zawsze była ważna, gdyż nawet po śmierci jej matki, gdy
Geoffrey wycofał się z czynnego udziału w życiu publicznym,
Elizabeth oddano pod opiekę jej ciotki Augusty, lady Cunningham,
żony wysokiego rangą dyplomaty. Co więcej, jej młodsza ciotka,
Caroline, była żoną ambasadora Królestwa Wielkiej Brytanii w
Portugalii i wówczas Elizabeth spędziła wiele czasu w ambasadzie w
Lizbonie, pod opiekuńczymi skrzydłami ciotki Caro.
Elizabeth spędzała całe swe życie w domach polityków i
dyplomatów; Michael był przekonany, że doskonale poradzi sobie z
prowadzeniem jego domu. Oczywiście poślubienie Elizabeth jeszcze
bardziej wzmocniłoby i tak już silną pozycję Michaela, a nie było to
coś, na co można by ot tak machnąć ręką, szczególnie że wszystkie
znaki na niebie i ziemi wskazywały, że w przyszłości będzie się
zajmował głównie polityką zagraniczną. W tej sytuacji żona, na
której będzie mógł polegać i która zadba o domowe ognisko, to
prawdziwy dar niebios.
Michael powtarzał w myślach, co powiedzieć Geoffreyowi.
Nie chciał jeszcze oficjalnie prosić o rękę Elizabeth - najpierw
powinni lepiej się poznać; jednak biorąc pod uwagę jego związki z
rodziną Mollisonów, uznał, że najmądrzejszym rozwiązaniem jest
wysondowanie, co o tym wszystkim myśli Geoffrey. Jeśli będzie
przeciwny jego planom, nie ma sensu występować z oficjalnymi
oświadczynami. Michael nie sądził, by Geoffrey mógł odmówić jego
propozycji, ale nie zaszkodzi zapytać. Jeśli po dwóch lub trzech
spotkaniach Elizabeth okaże się tak miłą i dobrze ułożoną osóbką, na
jaką wyglądała, to Michael będzie mógł czynić postępy w swoich
awansach, by wreszcie poprowadzić Elizabeth do ołtarza, na co
jesień wydawała się najlepszym terminem.
Wszystko to mogło wyglądać na wyrachowanie, ale Michael
uważał, że bardziej odpowiada mu małżeństwo oparte na
odwzajemnionym uczuciu niż na namiętności.
Mimo jego związków z rodziną Cynsterów uważał, że nie
jest taki sam jak oni - na przykład w sprawach małżeństwa.
Cynsterowie są namiętni, stanowczy, władczy, wyniośli i aroganccy;
Michael mógł uznać się za osobą stanowczą, ale już dawno temu
nauczył się ukrywać arogancję; jako polityk nie mógł oddawać się
dzikim namiętnościom.
Był mężczyzną, który nie może pozwolić, by serce rządziło
jego umysłem.
Zwykłe małżeństwo z kobietą bliską ideału - tego właśnie
potrzebował. Omówił te plany, a szczególnie osobę Elizabeth
Mollison, ze swym dziadkiem, a także z ciotką, panią Harriet Jennet,
wybitną gospodynią w domu polityka. Oboje poparli jego zamiary
ze stanowczością typową dla Anstruther-Wetherbych.
11
10
Harriet prychnęła.
- Cieszę się, że Honoria i całe to towarzystwo Cynsterów nie
przewróciło ci w głowie. W twoim przypadku żona jest kimś zbyt
ważnym, by o jej wyborze miał decydować kolor oczu.
Michael miał poważne wątpliwości, czy w przypadku
Cynsterów kolor oczu znajdował się wysoko w rankingu cech
niewieścich, które były decydującymi czynnikami przy wybieraniu
kandydatki na żonę…
Inne fizyczne atrybuty, być może, ale kolor
oczu…
pomyślał Michael, lecz oczywiście ugryzł się w język.
Magnus wygłosił kilka surowych komentarzy o głupocie
ludzi, którzy pozwalają, by namiętność rządziła ich życiem. Dziwne
było jednak to, że Magnus, który niemal codziennie namawiał
Michaela, by zatroszczył się o sprawę ręki Elizabeth, w Somer-
sham, na ślubie Amelii, nie wykorzystał tak doskonałej okazji, by na
niego w tej kwestii naciskać... Z drugiej jednak strony historia
rodziny tak się układa, że wszystkie śluby zawarte w Somersham to
były małżeństwa z miłości. Małżeństwo, które chciał zawrzeć
Michael, a nawet więcej, małżeństwo, które musiał zawrzeć,
takowym jednak nie będzie. Może właśnie dlatego dziadek Michaela
postanowił zaufać wrodzonej mądrości i w towarzystwie nie
odzywać się na ten temat ani słowem.
Droga wiła się między drzewami. Michael poczuł narastające
dziwne zniecierpliwienie, ale trzymał równe tempo jazdy. Las się
przerzedzał; spoglądając między pniami drzew i rosnącymi
pomiędzy nimi gęstymi krzakami, widział pofałdowane pola wzdłuż
drogi do Lyndhurst.
Poczuł pewność, że robi to, co należy, to, co powinien, że
nadszedł dla niego właściwy czas, by się oże-
nić, by założyć rodzinę, powołać do życia następne
pokolenie, by zapuścić korzenie i zacząć następny etap życia.
Droga wiła się; ledwie wyjechał z jednego zakrętu, zaraz
pojawiał się następny. Drzewa i krzewy były na tyle gęste, że z
oddali nie dochodziły żadne dźwięki; gdy do uszu Michaela dotarł
turkot kół szybko jadącego powozu i tętent kopyt galopujących koni,
pojazd był już niemal tuż obok niego. Czasu wystarczyło mu tylko
na to, by ściągnąć lejce, nakazując Atlasowi odsunięcie się na skraj
drogi, nim bryczka, przechylając się gwałtownie na boki i pędząc
tak, jakby woźnica stracił nad nią kontrolę, wypadła zza zakrętu i
przemknęła obok Michaela jak błyskawica, kierując się w stronę
posiadłości. Lejce dzierżyła szczupła kobieta, blada jak śmierć, o
zawziętym wyrazie twarzy; desperacko próbowała zapanować nad
koniem. Michael zaklął i nim zdążył pomyśleć, zawrócił Atlasa i
ruszył za nią. Gdy wreszcie zauważył, co właściwie robi, znów
zaklął. Wypadki z udziałem powozów były dla niego najgorszym
koszmarem; gdy pomyślał, że mógłby stać się świadkiem kolejnego,
poczuł strach wpijający się w niego jak cierniowy kolec. Popędził
Atlasa.
Bryczka pędziła przed siebie, niemal unosiła się nad drogą.
Koń wkrótce się zmęczy, ale droga prowadziła tylko do jednego
miejsca, do jego posiadłości, a do niej było już bardzo blisko.
Michael tutaj się urodził, tu też mieszkał przez
dziewiętnaście lat. Znał każdy kamień na drodze prowadzącej do
domu. Atlas nie był zmęczony, więc Michael puścił konia galopem.
Dystans między nim a pędzącą bryczką zmniejszał się, ale nie
wystarczająco szybko.
13
12
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pees.xlx.pl
  •