Cykl Barrayar 04 - Granice nieskonczoności, Bujold Lois McMaster
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lois McMaster Bujold
Granice Nieskończoności
Przekład Magdalena Gawlik
Dorota Malinowska
Johnowi
Jeden
- Ma pan gościa, poruczniku Vorkosigan. - Cień lęku przemknął przez spokojną zazwyczaj
twarz sanitariusza. Odsunął się na bok, aby przepuścić mężczyznę, który wkroczył do sali,
gdzie leżał Miles. Ten kątem oka dostrzegł, jak sanitariusz wycofuje się pośpiesznie, nim
drzwi zdążyły domknąć się za wchodzącym.
Zadarty nos, błyszczące oczy i delikatne, łagodne rysy nadawały jego twarzy młodzieńczy
wygląd, mimo znacznie posiwiałych na skroniach włosów. Mężczyzna drobnej budowy,
ubrany po cywilnemu, nie wyglądał na osobnika, którego należało się obawiać, jak można by
sądzić po reakcji sanitariusza. Posada tajnego agenta we wczesnych latach kariery
wykształciła w Simonie Illyanie, dowódcy Cesarskiej Służby Bezpieczeństwa, nawyk
nierzucania się w oczy.
- Witam, szefie - odezwał się Miles.
- Paskudnie wyglądasz - oznajmił niefrasobliwie Illyan. - Daj sobie na spocznij.
Miles spróbował się roześmiać, co sprawiło mu dotkliwy ból. Całe ciało miał obolałe, z
wyjątkiem ramion, obandażowanych i unieruchomionych od obojczyków aż po koniuszki
palców, te zaś nadal pozostawały bez czucia za sprawą zaaplikowanych mu środków.
Skurczył się na posłaniu, bezskutecznie usiłując przybrać wygodniejszą pozycję.
- Jak przebiegła operacja wymiany kośćca? - spytał Illyan.
- Mniej więcej tak, jak przewidywałem; miałem już doświadczenie po operowaniu nóg.
Najgorsze było otwieranie prawej ręki, żeby wydobyć pokruszone kawałki. Ohyda. Z lewą
poszło dużo sprawniej, bo okazały się większe. Teraz pozostaje mi tylko leżeć i czekać, aż
wszczepiony szpik przyjmie się na syntetycznym podłożu. Trochę potrwa, nim znów będę w
formie.
- Mam nadzieję, że nie wejdzie ci w krew powracanie z każdej akcji na noszach.
- No, już dobrze - dopiero drugi raz. Poza tym wkrótce wyczerpie się mój zasób naturalnych
kości. Nim dotrę do trzydziestki, cały będę z plastyku. - Miles bez humoru rozważył ową
perspektywę. Jeżeli bowiem połowę jego ciała mają stanowić części zamienne, to chyba lepiej
od razu wystawić sobie akt zgonu? Czy kiedykolwiek przyjdzie mu przestąpić próg fabryki
wytwarzającej protezy wołając „Mamo!”? A może zażywane leki budziły w nim te ponure
myśli?
- Co się zaś tyczy twojej misji... - Illyan szybko przeszedł do rzeczy.
Więc to tak. Zatem wizyty nie można uznać za dowód troski, zakładając, że Illyan w ogóle
mógł się kierować tego typu uczuciami. Niekiedy trudno było to poznać.
- Masz przecież mój raport - odparł zmęczony już Miles.
- Twój raport, jak zwykle, zawiera mnóstwo niedomówień i błędnych wskazówek -
powiedział pogodnie Illyan.
- W końcu... każdy ma do niego dostęp. Nigdy nic nie wiadomo.
- Nie „każdy” - odrzekł Illyan. - Tylu, ilu powinno.
- A więc o co chodzi?
- O pieniądze. Ściśle mówiąc - komu należy je powierzyć, aby dokładnie rozliczył się ze
wszystkiego.
Może tak działały środki, którymi go naszpikowano, ale Miles nie widział w tym żadnego
sensu.
- Sprawiam ci zawód? - zapytał z niepokojem.
- Pomijając twoje obrażenia, wynik ostatniej misji jest nader zadowalający... - zaczął Illyan.
- Nie mógł być lepszy - przerwał ze złością Miles.
- Natomiast owe, nazwijmy to, przygody na Ziemi, tuż przed misją, w dalszym ciągu
podlegają dyskusji. Zostawmy je na później.
- Najpierw będę musiał złożyć raport w wyższej instancji - pośpiesznie wtrącił Miles.
Illyan machnął niecierpliwie ręką.
- Oczywiście. Nie w tym rzecz. Zarzuty dotyczą sprawy w Dagooli i sięgają dużo wcześniej.
- Zarzuty? - spytał oszołomiony Miles.
Illyan przez chwilę przyglądał mu się z namysłem.
- Biorę pod uwagę sumy, które cesarz trwoni na utrzymanie twoich powiązań z Wolną
Najemną Flotą Dendarii, wyłącznie z punktu widzenia ochrony wewnętrznej. Gdyby cię,
załóżmy, na stałe zatrudniono w Imperialnym Punkcie Dowodzenia, cały czas byłbyś
cholernym celem knowań. I nie mam na myśli wyłącznie jakichś lizusów czy karierowiczów,
ale wszystkich, którzy przez ciebie pragnęliby dopaść twego ojca. Tak, jak w tym wypadku.
Miles zmrużył oczy, jakby zogniskowanie wzroku w jednym punkcie pomagało mu zebrać
myśli.
- Ach, tak?
- Krótko mówiąc, pewni osobnicy w Imperialnym Dziale Rozliczeń szczególnie wnikliwie
analizują twoje raporty dotyczące współpracy ze służbą najemną. Bardzo zależy im na
szczegółach w związku z zaginioną sporą ilością gotówki. Rachunki za niektóre z twoich
przetasowań sprzętu są kolosalne, nawet z mojego punktu widzenia. I żeby to zdarzyło się
tylko raz. Postawili sobie za zadanie wykazać istnienie całej sieci powiązań w popełnionych
malwersacjach. Jawne przedstawienie ci zarzutu napychania sobie kieszeni cesarskimi
pieniędzmi wywołałoby szum; szczególnie zaś mogłoby zaszkodzić twojemu ojcu i jego
koalicji.
Zdumiony Miles odetchnął głęboko.
- Czy sprawy zaszły aż tak daleko?
- Jeszcze nie. Mam zamiar zdusić wszystko w zarodku, nim zdąży nabrać realnych kształtów.
Lecz aby tego dokonać, potrzebuję więcej szczegółów. Najważniejsze, by nie zabrnąć w ślepy
zaułek, jak niekiedy mi się zdarzało pod wpływem twoich bardziej powikłanych działań -
wciąż pamiętam, choć tobie już pewnie wyleciało z pamięci, jak przez ciebie przesiedziałem
miesiąc we własnym więzieniu... - Illyan zadumał się nad minionymi wydarzeniami.
- Tamto należało do spisku przeciwko ojcu - zaprotestował Miles.
- Właśnie, podobnie jak i to, o ile właś...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]