Cykl Meredith Gentry 01 - Pocałunek ciemności, Laurell K Hamilton - Cykl Meredtih Gentry

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
LAURELL K. HAMILTON
POCAŁUNEK CIEMNOŚCI
(Przełożył: Piotr Grzegorzewski)
Zysk i s-ka
2002
2
Wszystkim tym, którzy utrzymywali stare opowieści
przy życiu w małych pokoikach i wielkich domach,
przy blasku świec i świetle elektrycznym,
wszystkim którzy podtrzymywali wiarę w nie,
oraz wszystkim, którzy zawsze je lubili.
3
Podziękowania
Robinowi Bellowi za bardzo wiele, w tym za materiały dotyczące mitologii celtyckiej.
Darli Cook, bez której tak wiele rzeczy byłoby nie rozwiązanych. Deborah Millitello, która
przeczytała tę książkę i uznała ją za dobrą. Całej mojej grupie pisarskiej, która z powodu
ograniczeń czasowych nie czytała ostatecznej wersji: Tomowi Drennanowi, Rettowi
MacPhersonowi, Marelli Sands, Sharon Shinn i Markowi Sumnerowi. A także wszystkim
pracownikom Ballantine i Del Rey, szczególnie mojej redaktorce Shelly Shapiro.
4
Rozdział 1
Dwadzieścia trzy piętra w górę i wszystko, co widać za oknem, to szary smog. Mogą
to sobie nazywać Miastem Aniołów, ale jeśli naprawdę na zewnątrz byłyby anioły, musiałyby
latać na oślep.
Los Angeles jest miastem, do którego ludzie, ci ze skrzydłami i bez, przyjeżdżają, gdy
chcą uciec. Uciec przed innymi, uciec przed sobą. Ja też tu uciekłam - i to z powodzeniem -
ale za każdym razem, gdy patrzyłam na to brudne niebo, chciałam wracać w moje rodzinne
strony - do Cahokia w Illinois, gdzie niebo było błękitne, a trawa rosła bez podlewania. Nie
mogłam jednak tam wrócić, gdyż moi krewni chcieli mnie zabić. Jeśli marzy się wam bycie
księżniczką w Krainie Faerie, wierzcie mi, że jest to mocno przereklamowane.
Pukanie do drzwi. Otworzyły się, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. W wejściu
stanął mój szef, Jeremy Grey. Mały, szary człowieczek, cztery stopy jedenaście cali wzrostu,
cal niższy ode mnie. Był cały szary, począwszy od stonowanego garnituru od Armaniego, a
skończywszy na zapiętej na ostatni guzik koszuli i jedwabnym krawacie. Tylko jego buty
były czarne i błyszczące. Nawet jego skóra była blada i jednolicie szara. Nie dlatego, że był
chory albo stary. Przypuszczalnie był w kwiecie wieku, mógł mieć najwyżej czterysta lat.
Wokół oczu i w kącikach ust miał trochę zmarszczek, które nadawały mu dojrzałości, żadną
miarą nie był jednak stary. Nawet nie wspomagając się krwią śmiertelników czy poważnym
zaklęciem, Jeremy mógł żyć wiecznie. Przynajmniej teoretycznie. Naukowcy twierdzą, że za
jakieś pięć miliardów lat Słońce rozrośnie się i pochłonie Ziemię. Żadna z istot tego nie
przeżyje. Wszyscy zginą. Czy pięć miliardów lat można uznać za wieczność? Chyba nie.
Chociaż to wystarczająco dużo, by wzbudzić zazdrość u większości z nas.
Odwróciłam się plecami do okien i gęstego smogu. Dzień był tak szary jak mój szef,
tyle że jego kolor był chłodną, rześką szarością, jak chmury przed wiosennym deszczem. To,
co znajdowało się za oknem, było ciężkie i gęste, jak coś, co próbujesz połknąć, ale utkwiło ci
w przełyku. To był dzień w sam raz do udławienia się. A może to tylko ja byłam w takim
nastroju?
- Wyglądasz na przygnębioną, Merry - powiedział Jeremy. - Co się stało?
Zamknął za sobą drzwi, po czym sprawdził, czy są domknięte. Dyskretny, jak zawsze.
Miałam jednak wrażenie, że kryje się za tym coś więcej. Było coś w jego spojrzeniu, jakieś
dziwne napięcie w kącikach oczu, w szczupłych, przyobleczonych w doskonale skrojony
5
garnitur ramionach, co kazało mi myśleć, że nie tylko ja jestem dzisiaj w podłym nastroju.
Może to kwestia pogody czy właściwie jej braku. Solidny deszcz albo wiatr oczyściłby niebo
ze smogu i pozwolił miastu odetchnąć.
- Tęsknię za domem - powiedziałam. - Co się stało?
Uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie dasz się zwieść, co?
- Nie - odparłam.
- Ładny strój - powiedział.
Wiedziałam, że muszę wyglądać nieziemsko, jeśli Jeremy chwali mój ubiór. Zawsze
wyglądał nienagannie, nawet w dżinsach i T-shircie, które nosił tylko wtedy, gdy zależało mu
na tym, żeby nie rzucać się w oczy. Widziałam kiedyś, jak w trzy minuty przebiegł milę,
goniąc podejrzanego, a miał na nogach buty od Gucciego. Oczywiście, pomogło mu to, że był
o niebo sprawniejszy i szybszy od zwykłego śmiertelnika. Ja, na samą myśl, że musiałabym
kogoś gonić (mało prawdopodobne, acz możliwe), na wszelki wypadek zrzucałam w domu
adidasy i wkładałam szpilki.
Jeremy posłał mi jedno z tych spojrzeń, którymi mężczyźni zwykle cię obdarzają, gdy
im się podobasz. Nie było w tym nic osobistego, ale dla sidhe nie ma większej zniewagi niż
to, że ktoś ją ignoruje, mimo że zrobiła wszystko, by wyglądać atrakcyjnie - bo to znak, że się
nie udało. Mnie chyba jednak się udało. Gdy zdałam sobie sprawę z obecności smogu za
oknem, dla poprawienia nastroju ubrałam się bardziej kolorowo niż zwykle. Błękitny
dwurzędowy żakiet, srebrne guziki, błękitna plisowana spódniczka, ledwie wystająca spod
żakietu. Była tak krótka, że gdy źle skrzyżowałam nogi, błyskałam końcówką czarnych
pończoch. Dwucalowe, lakierowane, skórzane wysokie obcasy pozwalały mi popisywać się
nogami. Kiedy jest się tak niewysokim jak ja, trzeba coś zrobić, żeby nogi sprawiały wrażenie
długich. Większość życia spędziłam, chodząc na dwu- lub trzycalowych obcasach.
Moje włosy miały głęboko rudą barwę. Były bardziej rude niż kasztanowe i miały
czarne pasemka zamiast brązowych, którymi natura obdarzyła większość rudowłosych. To
tak, jakby ktoś wziął ciemnoczerwone rubiny i przeciągnął nimi po moich włosach. Tego roku
był to bardzo modny kolor. Krwisty kasztan - tak się to nazywało na dworze królewskim.
Fryzjerzy natomiast określali to mianem czerwieni faerie lub szkarłatu sidhe. Tyle że w moim
przypadku był to naturalny kolor. Zanim stał się modny, musiałam go ukrywać.
Pofarbowałam włosy na czarno, ponieważ ten kolor bardziej pasował do mojej karnacji.
Większość ludzi farbuje włosy, wychodząc z błędnego przekonania, że szkarłat sidhe
dopełnia naturalną rudą barwę. Nic podobnego. To jest jedyny prawdziwy rudy kolor, jaki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pees.xlx.pl
  •