Cygański ślub- Marshall Paula, MARSHALL PAULA
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Paula Marshall
Cygański ślub
Prolog
Zarządca, ciężko dysząc, wspinał się po krętych schodach
wieży tuż za swoim panem. I chociaż wiedział, że markiza
Clairval nic nie przekona, jednak próbował:
- Błagam, niech pan nie będzie zbyt porywczy. Pani... -
przerwał, bo twarz markiza przybrała odcień ciemnej purpu
ry, a w jego oczach błysnęła dzika wściekłość. Łypnął złowro
go na sługę, który pozwalał sobie na zbyt wiele, i pogroził mu
szpicrutą.
- Milcz, bo dostaniesz chłostę zamiast niej! - ryknął. - Al
bo będzie mi dziś posłuszna, albo spotka ją coś strasznego.
Zabrzmiało to jak cytat z jakiejś sztuki, ale sługa dobrze
wiedział, że razy, które dostanie jego biedna pani, będą praw
dziwe. Nigdy dotąd markiz nie bił jednak swojej żony szpic
rutą. ..
Zrozpaczony zarządca zamilkł i w milczeniu podążał za pa
nem, świadom, że będzie musiał patrzeć, jak markiz Clairval
znęca się nad bezbronną żoną. Małżeństwo z markizem zmie
niło młodą, ładną kobietę w wychudzoną, drżącą ze strachu
zjawę. Nikt, kto znał ją przed ślubem, nie rozpoznałby jej
teraz.
6
Sługa wiedział, że próby wstawiania się za biedną marki
zą spowodują, że ten potwór, jego pan, potraktuje ją jeszcze
okrutniej.
Minęli ostatni zakręt schodów i zatrzymali się przed ma
sywnymi dębowymi drzwiami osadzonymi w mocnych żelaz
nych zawiasach.
- Otwieraj! - warknął markiz.
Zarządca przekręcił klucz w solidnym zamku i otworzył
szeroko drzwi.
Clairval wkroczył do małej izdebki, uderzając nerwowo
szpicrutą o udo. Obrzucił wzrokiem prosty stół, dwa krzesła,
umywalnię, półkę z kilkoma książkami, lichtarz i żelazny kubeł.
Zerknął na skrzynię z ubraniami stojącą w rogu i na zasłonę, za
którą w małej alkowie znajdowało się zbite z desek łóżko. W po
mieszczeniu nie było okna. Tylko przez wąskie szczeliny w gru
bym murze przesączało się trochę dziennego światła.
Ani śladu kobiety, którą tu więził.
- Ta cholerna próżniaczka musi być jeszcze w łóżku - wark
nął markiz. - Chcę z panią porozmawiać, proszę wyjść. Od
wlekanie tylko pogorszy sprawę.
W izdebce panowała martwa cisza. Zarządca nerwowo
chrząknął.
- Wychodź, albo będę cię musiał ukarać za nieposłuszeń
stwo - krzyknął markiz, wciąż uderzając szpicrutą o udo.
Nie mogąc się doczekać odpowiedzi, zaklął i odsunął za
słonę, ale alkowa była pusta...
Łóżko było starannie pościelone, na poduszce leżała po
rządnie złożona zniszczona nocna koszula, ale nieszczęsnej
mieszkanki tej celi nie było.
Clairval wypadł z alkowy i rycząc jak zwierzę, zerknął do
7
góry, zupełnie, jakby przypuszczał, że jego żona mogła jakimś
cudem zawisnąć pod sufitem. Dopadł półki z książkami i od
sunął ją od ściany, sprawdzając, czy tam się przypadkiem nie
ukryła, choć rozsądek mówił mu, że to niemożliwe.
Nie dowierzał, że kobieta zdołała uciec, ale cela, w której
spędziła dwa lata, naprawdę była pusta.
Ktoś musiał jej pomóc i ten ktoś za to zapłaci! - pomyślał
rozwścieczony markiz. Nieważne, że przerażony sługa, który
chował się za jego plecami, wydawał się równie zaskoczony
i zaszokowany jak jego pan! Złość markiza musiała znaleźć
ujście, a skoro żona uciekła, trzeba wychłostać sługę.
Clairval okrutnie bił zarządcę, dopóki nieszczęśnik nie
stracił przytomności, a potem zrzucił go kopniakiem ze scho
dów i rycząc o zemście, jaka spotka wszystkich, którzy pomog
li uciec jego żonie, minął nieruchome ciało. Myślał jedynie
o tym, że ktoś jej musiał pomóc.
Nikt ze służących, nawet jeśli ktoś wiedział, kto to zrobił, nie
powiedział ani słowa. Na nic zdały się wrzaski i groźby markiza.
Wszyscy twierdzili, że nie mają pojęcia, kto mógłby pomóc ich
pani w ucieczce. Chociaż markiz od razu zorganizował poszuki
wania, nie znaleziono żadnego śladu. Clairval nigdy się nie do
wiedział, kto był tak odważny, by uratować lady, ryzykując przy
tym własne życie. Czy mu się to podobało, czy nie, musiał się za
dowolić swoimi podejrzeniami.
- Niedaleko stąd przebiega droga prowadząca z Yorku na
południe. Tam jest rogatka, na której pani mogła złapać po
wóz do Londynu - podsunął usłużnie sekretarz markiza. -
Jeśli rzeczywiście tak zrobiła, to w takim dużym mieście nie
łatwo będzie ją odnaleźć. Ale to tylko moje przypuszczenia
- dodał pośpiesznie.
8
- Do diabła z twoimi przypuszczeniami! Wiesz tyle, co i ja.
Moja żona jest niespełna rozumu i znajduje się na wolności.
Każ wydrukować ogłoszenie i zaznacz, że za odwiezienie jej
do domu jest nagroda. Zajmij się tym. Natychmiast.
Sekretarz, zastraszony człowieczek w średnim wieku, miał
świadomość, że jeśli straci posadę u markiza, nikt inny już go
nie zatrudni. Zdawał sobie sprawę, że w ogłoszeniu będą same
kłamstwa, ale kiedy jego pan był w takim humorze, najlepiej
było go próbować ułagodzić. Markiz Clairval był ważną per
soną i właścicielem sporej części Yorkshire. Wszyscy okoliczni
mieszkańcy, także sekretarz, dobrze wiedzieli, że szalony jest
on, a nie jego żona. Markiz jednak twierdził inaczej i więził
żonę w wieży. Akt prawny z roku 1827 stanowił, że mężczyzna
może bez żadnych przeszkód zrobić ze swoją żoną, co mu się
podoba. Według prawa żona stanowiła własność męża i była
od niego całkowicie zależna. Mógł ją więc na przykład uwię
zić albo wyrzucić z domu bez grosza przy duszy.
Teraz, kiedy markiza uciekła, prawo pozwalało mężowi
ścigać ją i ponownie zamknąć w więzieniu, z którego zbiegła.
Tym bardziej że była, jego zdaniem, niepoczytalna.
Ale mijały miesiące, a o markizie nie było żadnych wieści.
Clairval z każdym dniem był coraz bardziej ponury i coraz
bardziej zdeterminowany, by odnaleźć żonę.
Co zrobi, jeśli ją znajdzie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]