Cussler Clive, goskey

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przekład
MACIEJ PINTARA
Redakcja stylistyczna
Joanna Złotnicka
Korekta
Barbara Cywińska
Joanna Gomółka
Ilustracja na okładce ©
Tom Hallman
Zdjęcie autora
© Rob Greer
Druk
Abedik S.A.
Tytuł oryginału
Fargo Adventure #3. The Kingdom
Copyright © 2011 by Sandecker, RLLLP
All rights reserved.
By arrangement with Peter Lampack Agency, Inc.
551 Fifth Avenue, Suite 1613,
New York, NY 10176-0187 USA.
For the Polish edition
Copyright © 2012 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 978-83-241-4188-3
Warszawa 2012. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z. o.o.
02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63
teł. 620 40 13, 620 81 62
www.wydawnictwoamber.pl.
Prolog
Zapomniany kraj
Czy mogę być ostatnim ze stu czterdziestu StraŜników? Ta
ponura myśl nie dawała Dhakalowi spokoju.
Główne siły najeźdźców wtargnęły do jego ojczyzny od
wschodu osiem tygodni wcześniej. Pokonawszy wzgórza, za-
lały doliny, gdzie równały z ziemią wioski i wycinały w pień
wszystkich na swej drodze.
Konnicy i piechocie wroga towarzyszyły elitarne oddzia-
ły, które miały tylko jedno zadanie: zlokalizować świętego
Theuranga i dostarczyć go królowi. W przewidywaniu tego
StraŜnicy relikwii niepostrzeŜenie zabrali ją z miejsca jej kul-
tu i wywieźli.
Dhakal zwolnił do kłusa, zjechał ze szlaku między drze-
wa i zatrzymał konia na ocienionej polanie. Zeskoczył z sio-
dła, a gdy jego wierzchowiec skierował się do pobliskiego
strumienia, by ugasić pragnienie, ruszył za nim i sprawdził
skórzane pasy mocujące sześcienny kufer do zadu zwierzę-
cia.
Skrzynia zawierająca bezcenny ładunek była istnym cu-
dem techniki. Zbudowano ją tak solidnie, Ŝe mogła wytrzy-
mać upadek z wysoka na skałę lub wielokrotne uderzanie
maczugą bez najmniejszego śladu pęknięcia. Miała wiele
zamków, ukrytych i skonstruowanych tak przemyślnie, Ŝe
prawie nie do otwarcia.
5
śaden z dziesięciu StraŜników w druŜynie Dhakala nie
zdołałby otworzyć tego niezwykłego kufra; Ŝaden teŜ nie wie-
dział, czy w jego skrzyni znajduje się oryginalna relikwia.
Zaszczyt, albo moŜe przekleństwo, poznania prawdy spotkał
tylko Dhakala. Nie wiedział, dlaczego właśnie jemu powierzo-
no świętego Theuranga, lecz doskonale zdawał sobie sprawę
z ogromnej odpowiedzialności, jaka na nim spoczęła. Miał
strzec bezcennej relikwii i wkrótce, jeŜeli dopisze mu szczę-
ście, znajdzie bezpieczne miejsce do jej ukrycia.
Wymknął się ze swoją druŜyną ze stolicy prawie dziewięć
tygodni temu, zaledwie godziny przed pojawieniem się na-
jeźdźców. Przez dwa dni pędzili konno na południe, oddalając
się od płonących wiosek i pól. Trzeciego dnia rozdzielili się
i kaŜdy StraŜnik podąŜył w ustalonym zawczasu kierunku.
Większość nadal oddalała się od linii natarcia najeźdźców,
ale niektórzy zawrócili w jej stronę. Wszyscy oni - wraz ze
swymi skrzyniami słuŜącymi za przynętę - trafili w ręce wro-
gów i albo juŜ nie Ŝyli, albo cierpieli straszliwe męki, gdyŜ
Ŝądano od nich ujawnienia, jak otwiera się kufer, a przecieŜ
Ŝaden nie znał odpowiedzi na to pytanie.
Dhakal miał rozkaz jechać na wschód, ku wstającemu
słońcu, i utrzymywał ten kierunek od sześćdziesięciu jeden
dni. Okolice, które teraz przemierzał, bardzo róŜniły się od
suchego górzystego kraju, gdzie dorastał. Tutaj teŜ wznosiły
się góry, lecz porastały je gęste lasy, a w dolinach między
szczytami lśniły liczne jeziora. O wiele łatwiej było się tu
ukryć, ale Ŝe Dhakal nie znał terenu, znacznie wolniej po-
suwał się naprzód. No i groziło mu wpadnięcie w zasadzkę,
nim zdąŜyłby umknąć.
JuŜ pięć razy obserwował z ukrycia, jak pościg przejeŜdŜa
tuŜ obok niego, a dwukrotnie starł się z jeźdźcami wroga. Cho-
ciaŜ wyczerpany i sam przeciwko kilkunastu, pokonał prze-
ciwników. Ciała i oręŜ wrogów zakopał, a ich konie rozpędził.
Od trzech dni nie widział ani nie słyszał pościgu. Nielicz-
ni miejscowi, których spotkał na swojej drodze, nie zwracali
6
na niego uwagi, zapewne dlatego, Ŝe nie róŜnił się od nich
zbytnio ani rysami twarzy, ani posturą. Intuicja podpowia-
dała mu, Ŝeby jechał dalej, Ŝe nie oddalił się wystarczająco
od...
Po drugiej stronie strumienia, w odległości moŜe pięć-
dziesięciu metrów, rozległ się trzask złamanej gałązki. Ktoś
inny zlekcewaŜyłby ten odgłos, ale Dhakal wiedział, Ŝe to
jakiś jeździec przedziera się przez gęste zarośla. Spojrzał na
swego konia, który, zaalarmowany niespodziewanym dźwię-
kiem, przestał pić, uniósł łeb i zastrzygł uszami.
Od strony szlaku dobiegł chrzęst Ŝwiru pod kopytami.
Dhakal wyciągnął łuk z pochwy na plecach i strzałę z koł-
czana i przykucnąwszy w wysokiej trawie, częściowo ukryty
za nogami swego wierzchowca, spojrzał pod brzuchem zwie-
rzęcia w poszukiwaniu jakiegokolwiek ruchu. Nic. Popatrzył
w prawo. Wąski szlak, ledwo widoczny między drzewami, był
pusty. On jednak nie rezygnował, pewny tego, co usłyszał.
Obserwował i czekał. Nie musiał czekać długo.
Po niespełna minucie znów rozległ się cichy chrzęst.
Dhakal nasadził strzałę na cięciwę łuku.
Chwilę później na szlaku ukazał się koń. Przeszedł stępa
kilka metrów, po czym się zatrzymał. Dhakal widział tylko
nogi jeźdźca i jego dłonie w czarnych rękawicach oparte na
łęku siodła. Gdy jeździec szarpnął wodze, które wcześniej
trzymał luźno, koń zarŜał i tupnął kopytem.
Dhakal nie miał wątpliwości, Ŝe to zamierzony manewr,
mający na celu odwrócenie uwagi. Atak nastąpi od strony
lasu.
Napiął łuk, wycelował i wypuścił strzałę. Grot utkwił w
górnej części uda jeźdźca, tuŜ pod biodrem. MęŜczyzna
chwycił się za nogę i z głośnym krzykiem spadł z siodła. Dha-
kal wiedział, Ŝe trafił. Strzała przebiła tętnicę udową; męŜ-
czyzna został wyłączony z walki i skona za kilka minut.
Nadal w przysiadzie, Dhakal obrócił się na pięcie, jed-
nocześnie wyciągając z kołczana trzy następne strzały. Dwie
7
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pees.xlx.pl
  •