Czerwone dynastie, Ebooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

BIBLIOTEKA

KSIĄŻEK

„NIEPOPRAWNYCH POLITYCZNIE"

 

 

Jerzy Robert Nowak

 

 

 

 

 

 

Wydawnictwo

Opracowanie graficzne Sławomir Lgocki

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

© Copyright by Jerzy Robert Nowak, Warszawa

 

 

 

Wydawnictwo MaRoN, tel. 0-608 854 215

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

ISBN 83-89033-60-7

WSTĘP

 

Tak zmieniać, aby nic nie zmienić! - to było faktycznie główną zasadą „przemian" realizowanych po 1989 roku, „przemian", które okazały się tak wiel­kim oszustwem wobec Narodu. Gdy trzon władzy politycznej, gospodarczej i medialnej przetrwał nadal w rękach tych samych spowinowaconych ze sobą koterii i rodzin, częściowo tylko przefarbowanych na odcienie liberalno-lewicowe. Jesteśmy nadal ściśle oplecieni pajęczyną po-PRL-owskich układów i powiązań. Najbardziej nawet skompromitowani, przyłapani na złodziejstwie czy działaniach agenturalnych spadają na cztery nogi. Zawsze znajdą obrońców i protektorów. W dzisiejszej Polsce źle jest tylko, gdy się jest uczciwym, od­ważnym, niepokornym... Tak zabija się ostatnie nadzieje i popycha Polskę na drogę ku katastrofie, ku drugiej Argentynie. Jeśli tego jak najszybciej radykalnie, gwałtownie nie zmienimy, Polska ostatecznie upadnie. Nie ma bowiem miejsca na tej ziemi dla narodów bezbronnych, zakompleksionych, dających się wciąż oszu­kiwać, pozbawionych instynktu samozachowawczego i poczucia godności.

Chciałbym, by ten tomik wstrząsnął sumieniami, by pokazał jak bardzo pozorowane i oszukańcze były tak szumnie deklarowane przemiany po 1989 roku. Chciałbym pokazać, jak bardzo kastowy charakter ma dzisiejsza Polska, jak wielu ludzi „trzymających władzę", i to nie tylko w polityce, ale również i w mediach (a to media są dziś „pierwszą władzą"), to ludzie wywodzący się ze starych skompromitowanych kręgów komunistycznych, często najgorszego stalinowskiego chowu. Wielka część z nich to ludzie, których ojcowie zapra­wiali się do zdrady narodu przez dziesięciolecia, tak jak ojciec marszałka Sejmu M. Borowskiego czy ojciec „nadprezydenta" A. Michnika, już w czasach międzywojennych. To ludzie, którym zabrakło w domu jakiegokolwiek wy­chowania w ideach drogich przeważającej części Narodu, wśród którego żyją, od wiary do patriotyzmu i poczucia dziedziczenia narodowej historii.

Stąd te pytania, które stawiam wielokrotnie na łamach tego tomiku, za­stanawiając się, jak miał się uczyć patriotyzmu np. Jerzy Wiatr (od ojca-agenta gestapo), Cimoszewicz (od ojca - oficera stalinowskiej informacji) czy Dawid Warszawski (od ojca - agenta NKWD. Porównuję drogi licznych wpływowych ludzi i ich rodziców czy całych familii, zastanawiając się nad wyniesionymi przez nich z domów rodzinnych przesłaniami, które spaczyły ich wychowa­nie. Znać rodowody, to wiele zrozumieć. Na przykład zrozumieć lewicową tendencyjność Moniki Olejnik, córki pułkownika MSW, czy uprzedzenia do Kościoła katolickiego ze strony wychowanego w ateistycznym środowisku Jerzego Owsiaka, syna wysoko postawionego partyjnego milicjanta.

W tomiku tym pragnę pokazać rozmiary opanowania władzy w Polsce przez synów, zięciów czy bratanków PRL-owskich bonzów. Pokazać, w jak wielkim stopniu mamy dziedziczenie „pseudoelit". Jak dawne rządzące siły PRL-owskie „elity władzy" zostały zastąpione przez ich dzieci. I pokazać, jak ci dziedzice władzy ukształtowali „próżniaczą klasę polityczną", opartą na ograniczonym tylko

 

3

do nich, do ich układów systemie awansów i karier. Ludzie spoza układów, z tzw.

terenu, mają mikroskopijne wręcz szansę przebicia się wyżej, choćby byli najbardziej utalentowani. Mogą tylko kołatać do zamkniętych drzwi, snuć się sfrustrowani po kolejnych urzędach pracy w nikczemnym świecie protekcji i układów. Bez przesady można powiedzieć, że dzisiaj szansę awansu jakiegokol­wiek awansu społecznego człowieka z „prowincji", a tym bardziej z ubogiej rodziny, są dużo gorsze niż kiedykolwiek przedtem w ciągu ostatnich stu lat polskiej historii. Obserwowałem ze smutkiem losy jakże wielu młodych utalento­wanych absolwentów „z terenu", skazanych na rozpaczliwe poszukiwanie jakiej­kolwiek pracy, nieraz latami. Bo wszystko jest zarezerwowane dla „elitki" z „war­szawki" czy „krakówka". Bo taki np. młody Paweł Wujec, syn prominentnego działacza Unii Wolności Henryka Wujca i działaczki tejże Unii Ludmiły Wujec już jako bardzo młody człowiek, w początkach swoich studiów musiał zdobyć pracę dziennikarską w „Gazecie Wyborczej". - Boja cały jestem mamy, jej telefon otwie­ra mi drzwi - jak śpiewano w piosence dawnego STS-u. A Ludmiła Wujec była uważaną za najbardziej wpływową działaczkę Unii Wolności!

Pisząc o czerwonych dynastiach piszę nie tylko o tych, którzy pozostali wierni ideologii komunistycznej wyznawanej przez ich ojców tak jak Borowski czy Cimoszewicz. Piszę również i o tych, którzy także i po wejściu do lewicowej laickiej opozycji pozostali wierni starym uprzedzeniom ich komunistycznych ojców do polskości czy Kościoła. Tych byłych lewicowych opozycjonistach, którzy bardzo boją się dekomunizacji, bo mogłaby odsłonić pełną „hańbę domo­wą" ich rodzin. Czyż nie głównie taki właśnie strach łączył Adama Michnika, brata mordercy sądowego Stefana Michnika, z generałem Wojciechem Jaruzelskim, dążącym do zatarcia własnych jakże ciężkich win, od grudnia 1970 r. na Wybrze­żu, po pacyfikację kopalni „Wujek". Tak zawiązywały się w ostatnich kilkunastu latach szokujące sojusze postkomunistów z lewicowymi liberałami z rodzin o komunistycznych rodowodach. Sojusze, które zniszczyły szansę prawdziwych zmian w Polsce i popchnęły nas na drogę ku katastrofie.

Dziedziczenie obecnych „elit" to również trwałe dziedziczenie biedy. To dal­sze pogrążanie Polski w marazmie, który nam zafundowały egoistyczne, obce polskim interesom narodowym, nieudolne pseudoelity. To dalsza blokada jakich­kolwiek szans ludzi prawdziwie zdolnych spoza układów. Najwyższy czas, by przepędzić pseudoelity, które zaprzepaściły po 1989 roku tak wiele szans dla Polski! Czas je przepędzić i wyrzucić na margines polskiego życia publicznego. Nie ważne, czy zaszkodziły Polsce przez otwartą zdradę i służalczość wobec obcych, pazerność i złodziejstwo, czy „tylko" przez egoizm, cynizm lub żałosne niedołęstwo. Zaszkodzili Polsce i Polakom i muszą, muszą jak najszybciej odejść! Ci, jakże liczni z nas, którzy jeszcze wierzą w polskie idee, w szansę na odbudo­wę Polski, muszą zrobić wszystko dla wyłonienia nowych silnych narodo­wych elit, które nie dadzą połknąć Polski i odzyskają to, co zagrabiono Narodo­wi. Oby ten tomik przyspieszył te działania, to narodowe przebudzenie! Oby jak najsilniej wsparł tworzenie Polski naszych snów i marzeń. Prawdziwej Polski nadziei, bez agentów i złodziei!

 

4

 I.                             Dynastie w polityce

 

 

BOROWSKI, SYN WYSOKIEGO FUNKCJONARIUSZA Z ANTYPOLSKIEJ KPP

 

Przewodzący buntowi wewnątrz SLD przeciwko Millerowi marszałek Sejmu Marek Borowski jest synem wysokiej rangi komunistycznego działacza o bardzo szkodliwej antypolskiej przeszłości. Jego ojciec Wiktor Borowski (właśc. Aron Berman) był w czasach II Rzeczypospolitej trzykrotnie skazywa­ny na więzienie za działalność wymierzoną w interesy Polski. Zaszedł bardzo wysoko w strukturach KPP - partii zdrady narodowej, stając się członkiem sekretariatu jej władz. Został nawet pracownikiem przedstawicielstwa KPP przy Komitecie Wykonawczym Międzynarodówki Komunistycznej w Moskwie. Można więc powiedzieć, że stał się prawdziwą szychą wśród agentury so­wieckiej na Polskę.

Po wojnie ojciec Borowskiego należał do najgorszych stalinizatorów pol­skiej prasy jako redaktor naczelny „Życia Warszawy", a od 1951 r. zastępca redaktora naczelnego głównego dziennika komunistycznego „Trybuny Ludu". Jego wpływy w dobie stalinowskiej powiększał fakt, że był spokrewniony z głównym zarządcą okrutnej bezpieki - Jakubem Bermanem, członkiem Biura Politycznego KC PPR, a potem PZPR, najbardziej wpływowym członkiem triumwiratu rządzącego Polską na przełomie lat 40. i 50. Młody Borowski próbuje dziś maksymalnie pomniejszać znaczenie tych bliskich związków rodzinnych z Jakubem Bermanem. Zapytany przez redakcję „Życia Warsza­wy", czy łączy go pokrewieństwo ze stalinowskim szefem bezpieczeństwa, odpowiedział: - Nie wiem, ale jeśli nawet, to czy to, że byłbym odległe spokrew­niony z jakimś oprawcą, ma mieć jakieś znaczenie? W rzeczywistości te ro­dowody i pokrewieństwa mają aż nadto wiele znaczenia także dziś, odbijając się w postawach SLD tak mocno blokującego różne formy rozliczenia ze zbrodniami komunizmu i „wielkodusznie" zabiegającego o utrzymanie uprzy­wilejowanych emerytur dla stalinowskich sędziów prokuratorów (vide: casus S. Morela czy H. Wolińskiej).

Młody Marek Borowski był - według „Wprost" - bardzo mocno związany duchowo ze swym ojcem - stalinowcem. Polityk Unii Wolności Jan Lityński, który chodził z nim do jednej klasy (w sławetnym liceum dla młodzieży bana­nowej im. Klimenta Gottwalda) wspominał, że M. Borowski już wtedy był ideowym wyznawcą komunizmu. Młody Borowski wcześnie zaprzyjaźnił się z innym synem komunistycznego działacza - Adamem Michnikiem w 1962 r. wstępując do założonego przez Michnika międzyszkolnego Klubu Poszukiwa­czy Sprzeczności. W 1967 r. zostaje członkiem PZPR. W 1967 r., wraz ze „sczyszczaniem" przez moczarowców działaczy z partyjnego lobby żydow-

 

5

skiego tzw. puławian, ojciec Borowskiego traci piastowaną od 1951 r. funkcję zastępcy naczelnego „Trybuny Ludu". To jeszcze bardziej popycha związane­go z michnikowcami Borowskiego do opozycyjnego ruchu studenckiego w 1968 r.; odgrywa w nim aktywną rolę. Zostaje wyrzucony z PZPR, co ogrom­nie przeżywa; jest wręcz zdruzgotany. Pozostał jednak - jak wspominał -nadal wierny wartościom komunistycznym. Pozostał członkiem ZMS-u i dalej studiował na SGPiS-ie. Po ukończeniu studiów zaczął pracować w Domach Towarowych „Centrum", gdzie został przewodniczącym ZMS. Już po kilku latach - w 1973 r. wysłano go na staż do francuskich domów towarowych.

Powrócił do PZPR w 1975 r., w dość szczególnym roku, w którym zapro­ponowano do konstytucji wpis o wiecznej przyjaźni z ZSRR. Jak pisze w „Życiu" z 3 listopada 2001 r. Joanna Bichniewicz: Wprowadzenie stanu wojen­nego przyjął niemal z ulgą. - „To było racjonalne i słuszne rozwiązanie" -mówił zarówno wtedy, jak i dziś. Ciekawe, że akurat w dobie stanu wojenne­go zaczyna się nagły skok jego kariery - zatrudnienie w Ministerstwie Rynku Wewnętrznego. Znalazł jakichś dobrych protektorów. Był to szczególnie dobry czas dla awansów towarzyszy żydowskiego pochodzenia. Jak stwierdzał żydowski publicysta Abel Kainer (Stanisław Krajewski) na łamach podziemnej KOR-owskiej „Krytyki", nr 15 z 1983 r. WRON grała rolę bardziej opiekunki Żydów. Znany izraelski naukowiec profesor Chone Shmeruk mówił w wywia­dzie dla „Rzeczpospolitej" z 19 kwietnia 1995 r., że: - Władze PRL wiatach 80. też popierały sprawy żydowskie. Było wtedy takie powiedzonko: „Co się nosi w Połsce? Żydów na rękach (...).

Red. Bichniewicz przytacza w kontekście ówczesnego awansu Borow­skiego wypowiedź jednego z członków SLD i długoletniego działacza PZPR: -Musiał go ktoś dobrze pilotować. Nie było takich cudów, by ktoś, ot tak, wypa­trzył młodego zdolnego w domach „ Centrum" i zapragnął go mieć w minister­stwie. Nie w tamtym systemie. Być może o awansie Borowskiego zadecydowa­ły wcale nie znajomości rodzinne i nowa filosemicka moda czasów Jaruzel-skiego, lecz jego własne kontakty. Były przewodniczący Klubu Parlamentar­nego KPN Krzysztof Król zapewniał, że Borowski prowadził w DT „ Centrum" sklepik za tzw. żółtymi firankami, czyli dla KC i uprzywilejowanych członków partii (według tekstu A. Gargas w „Gazecie Polskiej" z 5 stycznia 1995 r.). Sprzyjało to poznaniu „odpowiednich" protektorów.

Za rządów T. Mazowieckiego Borowski awansował na podsekretarza sta­nu w Ministerstwie Rynku Wewnętrznego, gdzie odpowiadał za rynek artyku­łów konsumpcyjnych i nadzorował prywatyzację handlu i turystyki. Anita Gargas, pisząc w „Gazecie Polskiej" o tym okresie kariery Borowskiego przy­pomniała: To w tym okresie doszła do skutku afera alkoholowa, za co miał odpowiadać przed Trybunałem Stanu przełożony Borowskiego.

W 1993 r. został wicepremierem i ministrem finansów w rządzie pierw­szej koalicji SLD i PSL. Jako szef resortu finansów odpowiadał m.in. za fatal­nie, z różnymi nieprawidłowościami, przeprowadzoną prywatyzację Banku Śląskiego. Wybuchł prawdziwy skandal wokół całej sprawy, w niemałej mie­rze dzięki nagłośnieniu jej przez ówczesnego posła PSL, przewodniczącego

 

 

6

Komisji Przekształceń Własnościowych Bogdana Pęka. Premier W. Pawlak zdecydował się na odwołanie wiceministra finansów Stefana Kawalca, który bezpośrednio odpowiadał za przekształcenia Banku Śląskiego. Borowski postanowił postawić się premierowi Pawlakowi i wymusić na nim cofnięcie dymisji Kawalca. Złożył swoją dymisję ze stanowisk rządowych i bezskutecz­nie próbował namówić innych postkomunistycznych ministrów do zbiorowe­go odejścia z rządu. Bluff Borowskiego zawiódł. Premier przyjął dymisję Borowskiego, który wyraźnie przegrał całą sprawę. Zemścił się wkrótce na pośle B. Pęku, doprowadzając do jego odwołania z przewodnictwa Komisji Sejmowej.

Jako polityk SLD-owski należy do nurtu „czerwonych liberałów" w go­spodarce. Ma wyraźne uprzedzenia wobec Kościoła. Należał do tych posłów SLD, którzy wykazywali wręcz „ośli upór" w przeciwstawianiu się ratyfikacji konkordatu. Można przewidywać, że będzie oddziaływał na założoną przez siebie partię w duchu polityki antykościelnej. Po wygranej SLD w 2001 r. Borowski awansował najwyżej - został marszałkiem Sejmu. Na tej funkcji „wsławił się" m.in. brutalną decyzją o usunięciu nocą przez Straż Marszałkow­ską posła Gabriela Janowskiego, okupującego trybunę z żądaniem debaty o prywatyzacji STOEN-u. Następnego dnia liczni posłowie opozycyjni powitali za to Borowskiego krzykami: „Hańba" i „Łukaszenko"!

Borowski odegrał szczególnie dużą rolę w niedawnych działaniach opo­zycji SLD-owskiej, zmierzającej do obalenia rządu Millera i stworzenia nowej partii Socjaldemokracja Polska. Wielu widzi w powstaniu tej partii drogę do powstania tak wymarzonej przez Kwaśniewskiego i Michnika wspólnej forma­cji i tworzącej wreszcie historyczny sojusz byłych komunistów i byłych opozy­cjonistów z lewicowej opozycji laickiej, głównie też komunistycznego chowu. Widać już teraz bardzo duże zainteresowanie nową partią ze strony liderów bardzo osłabionej w ostatnich latach Unii Wolności. Warto przypomnieć, że Borowski od początków powstania SdRP, faktycznie od jej zjazdu założyciel­skiego, należał do ludzi związanych z Aleksandrem Kwaśniewskim. W ostat­nim roku między postkomunistycznym prezydentem RP a premierem Millerem bardzo mocno się iskrzyło. Nie było więc chyba przypadkiem, że Borowskie-mu przypadła rola autora decydującego ciosu w Millera. Niektórzy widzą w tym, co się stało w rezultacie buntu M. Borowskiego, kolejne odnowienie starego sporu dwóch frakcji w łonie partii komunistycznej: „Żydów" i „cha­mów"! Stare przyjaźnie Borowskiego z Michnikiem, Lityńskim i innymi przed-marcowymi „komandosami" z prominentnych rodzin żydowskich mogą teraz szczególnie silnie procentować w łączeniu „braci rozdzielonych" z SLD i UW!

 

SPUŚCIZNA STALINOWSKIEGO POLITRUKA J. WIATRA

 

Sławomir Wiatr był odpowiedzialny za niezwykle kłamliwą prounijną kampanię  informacyjną.  Starannie  „usypiał"  Polaków co  do  zagrożeń  dla

 

 

7

polskich interesów narodowych wynikających z fatalnie wynegocjowanych warunków wejścia Polski do UE. Zapytajmy jednak, od kogo ten były sekre­tarz KC PZPR miał się uczyć poczucia potrzeby obrony polskich interesów? Od kogóż miał się uczyć prawdziwego polskiego patriotyzmu? Wątpię, czy mógłby tego uczyć się od swego ojca Jerzego Wiatra, w połowie lat 90. SLD-owskiego ministra edukacji, a w dobie stalinowskiej politruka niegodnie wysławiającego Józefa Stalina, ludobójcę odpowiedzialnego za śmierć setek tysięcy Polaków. W wydanej w 1953 r. propagandowej pracy „Obiektywny charakter praw przyrody i społeczeństwa w świetle pracy J.W. Stalina Ekono­miczne problemy socjalizmu w ZSRR' J. Wiatr do spółki z innym fałszerzem, Z. Baumanem, wychwalał już na pierwszej stronie tekstu „ostatnią pracę Towa­rzysza Stalina" jako potężną dźwignię rozwoju wszystkich nauk, które z bez­cennej skarbnicy stalinowskiej filozofii czerpią i czerpać będą. Obaj stalinow­scy propagandyści wysławiali pod niebiosa „nieśmiertelne" wskazania Józefa Stalina, a zarazem chwalili kierownictwo PZPR za zdemaskowanie w porę „kliki odchyleńców prawicowych", Gorzko, a donośnie, opłakiwał J. Wiatr śmierć Stalina, pisząc na łamach „Po Prostu" 1953 r.: Dziś, gdy zabrakło wśród nas największego Człowieka naszej epoki, Jego dzieła są nam jeszcze droższe i cenniejsze. Stają się one w coraz większym stopniu busolą kierującą naszą pracą. Dzięki Stalinowi żyjemy w pięknej epoce.

Minęło 13 lat od tego „wiekopomnego tekstu", a wierny komunistyczne­mu reżimowi J. Wiatr zalecał w poradniku dla nauczycieli „Ideologia i wy­chowanie" (z 1965 r.): Przestrzeganie internacjonalizmu ruchu socjalistyczne­go, a w obliczu zagrożenia ze strony imperializmu kapitalistycznego prze­strzeganie solidarności z udzielaniem sobie wzajemnej pomocy - w razie potrzeby - również zbrojnej. Nieprzypadkowo więc później tak chętnie usprawiedliwiał wojnę Jaruzelskiego przeciwko swemu Narodowi - stan wojenny, a nawet przyrównywał Jaruzelskiego do Piłsudskiego i Sikorskiego. Doszło nawet do tego, że publicznie domagał się w gazetach, by tępić tych, którzy ciągną nas do tyłu na drodze reform, czyli ludzi „Solidarności" (!) (według „Gazety Wyborczej" z 1-2 czerwca 1996 r.).

Na tym tle tym ciekawszy wydaje się barwny incydent z jakże znamiennej konfrontacji J. Wiatra w połowie lat 90. z byłym twardogłowym członkiem Biura Politycznego KC PZPR generałem Mirosławem Milewskim. Jak pisano na ten temat w „Życiu Warszawy" z 12 lutego 1996 r.: - Kogo w PZPR uważali Rosjanie w 1981 r. za swoich wypróbowanych przyjaciół? - dopytywał się kilka miesięcy temu generała Mirosława Milewskiego szef sejmowej Komisji Odpo­wiedzialności Konstytucyjnej, poseł SLD Jerzy Wiatr. - Na przykład pana -odpowiedział były szef MSW, symbol PRL-owskich służb specjalnych, powiąza­nych z ZSRR. - No, ja nie byłem tak ważną postacią - spłoszył się Wiatr.

Jako SLD-owski minister edukacji od lutego 1996 r. Wiatr wyraźnie pró­bował dyskryminować religię w szkołach, wywołując tym protesty Episkopatu, nauczycielskiej „Solidarności" i rodziców. Protestowano też przeciwko powo­łaniu przez Wiatra jako eksperta dla swego resortu seksuologa Z.L. Starowicza. Wiatr wywołał wówczas powszechne oburzenie deklarując, iż rodzice nie

 

 

8

mają prawa decydować o tym, jaki program będą realizowali nauczyciele. Doszło do szeregu demonstracji studentów i nauczycieli przeciwko Wiatrowi jako urzędującemu ministrowi, a nawet do obrzucenia go jajami podczas wizyty na UJ. Wiatr posunął się do nazwania swych oponentów faszystami! (zob. tekst M. Zdorta i M. Janowskiego w „Rzeczpospolitej" z 29 sierpnia 1996 r.). Prezydent Kwaśniewski pospieszył za to z uhonorowaniem J. Wiatra Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Nie wyjaśnio...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pees.xlx.pl
  •