Czarny Lud, King Stephen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stephen King
Czarny Lud
(The Boogeyman)
PrzełoŜył: MICHAŁ WROCZYŃSKI
- Przyszedłem do pana, poniewaŜ chcę coś panu
opowiedzieć - odezwał się męŜczyzna
spoczywający na leŜance w gabinecie doktora
Harpera.
Człowiek ten nazywał się Lester Billings i
pochodził z Waterbury w Connecticut. Historia
choroby, którą wręczyła lekarzowi siostra
Vickers, informowała, Ŝe pacjent miał
dwadzieścia osiem lat, pracował w firmie
przemysłowej w Nowym Jorku, był rozwiedziony
i miał troje dzieci. Wszystkie nie Ŝyły.
- Nie mogłem pójść do księdza, bo nie jestem
katolikiem. Nie mogłem pójść do prawnika, bo
nie zrobiłem nic, w czym prawnik mógłby mi
pomóc. Ja, panie doktorze, zabiłem swoje dzieci.
Po kolei. Wszystkie.
Doktor Harper włączył magnetofon.
Billings leŜał na kanapce nieruchomo i sztywno,
jakby połknął kij od szczotki. LeŜanka była
trochę za krótka i stopy pacjenta wystawały poza
mebel. Przedstawiał sobą obraz człowieka, który
cierpliwie znosi nieuniknione upokorzenie. Ręce
złoŜył na piersiach w pozie nieboszczyka. Twarz
miał spokojną, ale pełną czułości. Patrzył w
nieskazitelnie biały sufit, zupełnie jakby
obserwował jakieś zmieniające się tam obrazy.
- Czy chodzi o to, Ŝe pan naprawdę je zabił, czy
teŜ...
- Nie. - Zniecierpliwione machnięcie ręką. - Ale
jestem za to odpowiedzialny. Denny'ego w
sześćdziesiątym siódmym. Shril w
siedemdziesiątym pierwszym. Andy'ego w tym
roku. Chcę panu o tym opowiedzieć.
Doktor Harper milczał. Pomyślał sobie, Ŝe
Billings wygląda staro i nędznie. Włosy miał
przerzedzone, cerę ziemistą. Oczy zdradzały
wszelkie nieszczęsne sekrety whisky.
- Nie rozumie pan, Ŝe zostały zamordowane?
Tylko Ŝe nikt w to nie wierzy. Gdyby dano mi
wiarę, wszystko byłoby w porządku.
- Dlaczego?
- PoniewaŜ...
Billings urwał i gwałtownie wsparł się na
łokciach, rzucając bystre spojrzenie w drugi
koniec pokoju.
- Co to jest? - warknął.
Oczy zwęziły mu się tak, Ŝe tworzyły tylko
ciemne szparki.
- Gdzie?
- Tamte drzwi.
- Szafa - wyjaśnił doktor Harper. - Chowam w
niej płaszcz i kalosze.
- Proszę ją otworzyć. Chcę zobaczyć co jest w
środku.
Doktor Harper bez słowa wstał, przeszedł przez
gabinet i otworzył szafę. Na jednym z czterech
czy pięciu wieszaków wisiał ciemny płaszcz
przeciwdeszczowy. NiŜej widać było parę
lśniących śniegowców. W jednej z nich ostroŜnie
wetknięto numer Timesa. Poza tym szafa była
pusta.
- W porządku? - zapytał lekarz.
- W porządku.
Billings opadł na plecy i przybrał poprzednią
pozycję.
Doktor Harper wrócił na krzesło i popatrzył na
pacjenta.
- A więc twierdzi pan, Ŝe gdyby udowodniono
panu, Ŝe zamordował pan troje swoich dzieci,
skończyłyby się problemy? Dlaczego?
- Trafiłbym do więzienia - wyjaśnił bez chwili
wachania Billings. - Dostałbym doŜywocie. A w
więzieniu do kaŜdej celi moŜna zaglądać. Do
kaŜdej.
Uśmiechnął się w przestrzeń.
- W jaki sposób zamordował pan swoje dzieci?
- Proszę mnie nie naciskać.
Billings odwrócił się w jego stronę i popatrzył
Ŝałośnie.
- Niech pan się nie obawia. Wszystko panu
opowiem. Nie jestem taki jak reszta pańskich
cudaków, którzy stąpają dumnie, udając, Ŝe są
Napoleonem, albo tłumaczą, Ŝe brali heroinę, bo
mamusia ich nie kochała. Wiem, Ŝe pan mi nie
wierzy. Ale nie dbam o to. To bez znaczenia.
Wystarczy mi, jeśli wszystko opowiem.
- W porządku. - Doktor Harper wyjął fajkę.
- Z Ritą oŜeniłem się w tysiąc dziewięćset
sześćdziesiątym piątym roku. Miałem wówczas
dwadzieścia jeden lat, a ona osiemnaście. Była w
ciąŜy. Z Dennym. - Skrzywił się. - Musiałem
przerwać naukę i iść do pracy. Ale niewiele mnie
to obeszło. Kochałem ich. Byliśmy szczęśliwi.
Rita ponownie zaszła w ciąŜe zaraz po
urodzeniu Denny'ego i w grudniu
sześćdziesiątego szóstego na świat przyszła Shril.
Andy urodził się latem sześćdziesiątego
dziewiątego, ale wtedy Denny juŜ nie Ŝył.
Andy'ego nie planowaliśmy. Rita się pomyliła.
Sama mi to powiedziała. Mówiła, Ŝe te wszystkie
środki antykoncepcyjne nie zawsze skutkują. ale
ja myślę, Ŝe to nie był przypadek. Dzieci wiąŜą
męŜczyźnie ręce, sam pan o tym najlepiej wie. A
kobiety to bardzo lubią; zwłaszcza jeśli
męŜczyzna jest od nich mądrzejszy. Nie sądzi
pan, Ŝe jest w tym odrobina prawdy?
Harper dyplomatycznie chrząknął.
- Tak czy owak, niewaŜne. Kochałem ich -
ciągnął mściwie Billings, jakby darzył dzieci
uczuciem na przekór swojej Ŝonie.
- Kto zabił pańskie dzieci? - zapytał Harper.
- Czarny lud - odrzekł szybko Lester Billings. -
Wszystkie zabił Czarny lud. Po prostu wyłaził z
szafy i zabijał. - Odwrócił się na bok i
wytrzeszczył zęby. - Myśli pan, Ŝe zwariowałem.
Ma pan to wypisane na twarzy. Ale mnie to nic a
nic nie obchodzi. Chcę jedynie o wszystkim panu
opowiedzieć i umrzeć.
- Słucham.
- Zaczęło się, kiedy Denny miał dwa latka, a Shril
była jeszcze niemowlęciem. Zaczął płakać, gdy
Rita połoŜyła go do łóŜka. Rozumie pan,
mieliśmy w domu dwie sypialnie. Shril spała w
kołysce wstawionej do naszego pokoju. W
pierwszej chwili myślałem, Ŝe dzieciak płacze
dlatego, Ŝe nie pozwoliliśmy mu zabrać do łóŜka
butelki. Rita powiedziała, Ŝebym nie robił z tego
problemu i dał mu spokój. Ale w taki właśnie
sposób rozpuszcza się dzieci. Psuje się je, bo się
im na wszystko pozwala. A później taki złamie
rodzicom serce albo zmajstruje jakiejś
dziewczynie bachora, albo weźmie się za
narkotyki. MoŜe teŜ zostać pedziem. Czy
wyobraŜa pan sobie, Ŝe pewnego dnia dowiaduje
się pan, Ŝe pański dzieciak, pański syn, jest
pedziem?
W kaŜdym razie, kiedy nieustannie wszczynał
takie awantury, zacząłem osobiście kłaść go spać.
Jak nie przestawał się mazać, to dostawał klapsa.
Kiedyś Rita oświadczyła mi, Ŝe Denny ciągle
powtarza słowo "światło". No cóŜ, nie wiem, czy
męŜczyzna potrafi zrozumieć, co mówią tak małe
dzieci. MoŜe tylko matka.
Rita chciała zostawiać mu zapaloną lampkę
nocną. Wie pan taki kinkiet z rysunkami myszki
Micky, psa Huckleberry'ego czy z czymś innym.
Nie pozwoliłem. Jeśli dziecko od małego boi się
ciemności, będzie się bało równieŜ wtedy, gdy
dorośnie.
No dobrze. Denny umarł pierwszego lata po
narodzinach Shril. PołoŜyłem go do łóŜka, a on
natychmiast zaczął ryczeć. Tym razem
usłyszałem co powiedział. Wskazał szafę i rzekł:
"Czarny Lud, tatusiu, Czarny Lud".
Zgasiłem światło i wróciłem do naszego pokoju.
Zapytałem Ritę, dlaczego uczy dziecko takich
dziwnych wyrazów. Kusiło mnie nawet, Ŝeby jej
przyłoŜyć, ale opanowałem się. Oświadczyła, Ŝe
niczego takiego go nie uczyła. Nazwałem ją
kłamczuchą.
Widzi pan, to było dla mnie bardzo cięŜkie lato.
Udało mi się zdobyć tylko robotę w magazynach,
gdzie ładowałem na cięŜarówki skrzynki z pepsi-
colą. Czułem się zmordowany jak koń. Na
dodatek Shril bez przerwy budziła się w nocy i
płakała, a Rita wstawała, wyciągała ją z kołyski i
wąchała pieluchy. Mówię panu, czasami miałem
ochotę wyrzucić obie przez okno. Chryste
Nazareński, dzieci potrafią nieraz człowieka
doprowadzić do szału. Człowiek mógłby ich
nawet zabić.
CóŜ, mała obudziła mnie o czwartej nad ranem,
zgodnie z własnym harmonogramem. Pół śpiąc,
nie otwierając nawet oczu, poczłapałem do
łazienki, a później Rita poprosiła, Ŝebym
sprawdził, czy Danny dobrze śpi. Powiedziałem,
Ŝeby zrobiła to sama, i wróciłem do łóŜka.
Zasypiałem juŜ, kiedy zaczęła krzyczeć.
Wyskoczyłem z pościeli i pobiegłem do pokoju
Denny'ego. LeŜał na plecach i nie Ŝył. Był biały
jak mąka, z wyjątkiem tych miejsc, gdzie... gdzie
opadła krew... Na łydkach, na tyle głowy, na... na
pośladkach. Miał otwarte oczy. Widzi pan, one
były najgorsze. Szeroko otwarte i szkliste jak
oczy w głowie łosia, która wisi nad kominkiem.
Jak na zdjęciach z Wietnamu pokazujące martwe
dzieci Ŝółtków. Ale amerykańskie dziecko nie
powinno tak wyglądać. Martwe i leŜące na
plecach. Na noc wkładaliśmy mu gumowe majtki
z pieluchą, poniewaŜ przez kilka ostatnich
tygodni moczył się przez sen. Okropne. Jak ja
tego dzieciaka kochałem.
Billings powoli potrząsnął głową i znów przesłał
lekarzowi sztuczny, wystraszony uśmiech.
- Rita miała zadartą wysoko głowę i krzyczała.
Chciała wyciągnąć Denny'ego z łóŜka i tulić w
ramionach, ale jej nie pozwoliłem. Policja bardzo
nie lubi, kiedy niszczy się ślady. Wiedziałem...
- Wiedział pan, Ŝe to był Czarny Lud? - spytał
cicho Harper.
- Och, nie! Wtedy jeszcze nie. Ale zauwaŜyłem
jedno. Nie przywiązywałem do tego znaczenia,
lecz ten drobny szczegół utkwił mi mocno w
pamięci.
- Jaki szczegół?
- Drzwi od szafy były uchylone. Odrobinę.
Zaledwie szpara. Ale wiedziałem, Ŝe przecieŜ je
dokładnie zamknąłem. Rozumie pan, w środku
były plastikowe worki na ubrania. Dzieciak
zacznie się nimi bawić i kaput. Uduszenie. Sam
pan najlepiej wie, prawda?
- Wiem. Co było dalej?
Billings wzruszył ramionami.
- Pochowaliśmy go.
Popatrzył Ŝałośnie na ręce, które rzucały ziemię
na trzy małe trumienki.
- Czy wszczęto dochodzenie?
- Pewnie. - Oczy Billingsa szyderczo rozbłysły. -
Pojawił się jakiś wsiowy konował ze
stetoskopem, czarną walizką pełną pastylek od
kaszlu dla dzieci, a w zanadrzu miał dyplom
weterynarza. Uduszenie się poduszką; tak to
określił! Słyszał pan kiedyś takie gówno?
Dzieciak miał trzy lata!
- Do uduszenia się poduszką najczęściej wśród
dzieci w pierwszym roku Ŝycia - odparł ostroŜnie
Harper. - Niemniej diagnozy takie wstawia się do
aktu zgonu do lat pięciu, Ŝeby lepiej...
- Opowiadasz pan głupoty! - wykrzyknął
rozeźlony Billings.
Harper bez słowa ponownie zapalił fajkę.
- W miesiąc po pogrzebie przenieśliśmy Shril do
dawnego pokoju Denny'ego. Rita za nic w
świecie nie chciała się na to zgodzić, ale w końcu
ostatnie słowo naleŜało do mnie. Uczyniłem to z
cięŜkim sercem; proszę mi wierzyć. Jezu, jak ja
bardzo chciałem Ŝeby Shril spała z nami. Ale
człowiek nie moŜe być nadopiekuńczy. W ten
sposób wyrządza się tylko dziecku krzywdę.
Kiedy byłem mały, matka zabierała mnie na plaŜę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]