Czego tak bardzo się boicie, Katastrofa 10.04.2010 - Smolensk, Artykuly

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czego tak bardzo się boicie?

Robert Mazurek 16-04-2010, ostatnia aktualizacja 16-04-2010 09:59

Gdyby pogrzeb miał się odbyć w warszawskiej katedrze, oburzalibyście się, że prezydent ma spocząć razem z książętami i Prymasem Tysiąclecia, prawda? Po prostu szukaliście pretekstu do skończenia tej żałoby – pisze publicysta

autor: Radek Pasterski

źródło: Fotorzepa

A więc mówicie, że jest was 50 tysięcy. Zaraz będzie pewnie i 150 tysięcy, a potem może i tysięcy 300. My możemy powiedzieć, że na ulicach było nas 800 tysięcy, a i to tylko z jednego – fakt, największego, ale jednego – miasta. W Krakowie też będzie nas więcej niż was na Facebooku, choć telepanie się przez pół Polski pociągiem po nocy wymaga ciut więcej zaangażowania niż wpis na stronie internetowej.

No i co, mam kontynuować? Naprawdę uważacie, że taka arytmetyka ma sens? Że coś udowadnia? Że jeśli nas jest więcej, to my mamy rację? Albo odwrotnie?

Nikczemnością jest nie uszanować ani świętego w Polsce czasu, ani trumien czekających na pochówek

Naprawdę nie widzicie, o co tu chodzi? Że chodzi tyleż o człowieka, dla nas o Człowieka, co o symbol. Że to nie tylko prezydent naszego (i waszego) państwa, który zginął w najszlachetniejszej z możliwych misji, ale to też pierwszy tam chowany z pokolenia „Solidarności”. I to hołd także dla niej. Nie rozumiecie idei grzebania symboli?

OK, zostawmy Piłsudskiego, ale leży tam również Kościuszko. Przecież w jego przypadku nie chodziło tylko o bohatera, ale również o symbol walki w przegranej nawet sprawie, poświęcenia się i niezłomności. Tak jak innym symbolem jest i Lech Wałęsa. I o jednego, i o drugiego spierajmy się, jak kłócimy się o Piłsudskiego, Poniatowskiego czy wielu innych. Spierajmy się, ale, na litość boską, umiejmy ich uczcić, tym bardziej że jest to potrzebne nam, nie im.

Czy naprawdę oczekujemy od was zbyt wiele? Trochę zrozumienia i szacunku dla zmarłych, ich rodzin, dla państwa, wspólnego państwa. Mówicie, że miejsce nie to, że katedra owszem, ale nie ta, nie w tym mieście. Gdyby była warszawska, oburzalibyście się, że ma spocząć razem z książętami i Prymasem Tysiąclecia, prawda? Coraz częściej myślę, że tylko szukaliście pretekstu do skończenia tej żałoby. Że przerażały was te tłumy, ich spontaniczność, autentyzm.

Czego tak bardzo się boicie? Rodzącego się mitu? Ale przecież jeśli istotnie ma się jakiś narodzić, to ani my, ani wy nie mamy na niego wpływu. Naprawdę sądzicie, że możemy mit zadekretować, wywołać sztucznie, nadąć? Przeceniacie nas. To naprawdę nie my każemy stać ludziom po osiem godzin w środku nocy, to nie my wyganiamy ich setkami tysięcy na ulice, to nie my zmuszamy ich, by jechali na drugi koniec Polski, by pożegnać kogoś, kogo znali tylko z telewizji i z waszej w niej kampanii nienawiści.

Szczerze mówiąc, nas także zaskakuje skala tego, co się dzieje. I, uwierzcie na słowo, nie panujemy nad tym tłumem, nie sterujemy nim, ba, nawet nie próbujemy tego robić. A do zwoływania ludzi nie musimy używać dyrektorów biur naszych senatorów, nie musimy posyłać na ulice partyjnych bojówkarzy.

My nawet nie jesteśmy pewni, czy z tego moralnego wzmożenia coś za miesiąc zostanie. Jeśli cokolwiek pozwala nam myśleć, że tak, to wasz strach, wasze przerażenie, panika wręcz. To groteskowe szukanie sojuszników gdzie się da, posiłkowanie się odklejonymi od rzeczywistości monarchistami i internetową młodzią. Czegóż tak się lękacie? Że uczynimy z tych trumien fundament pod Czwartą Rzeczpospolitą, że zerwanymi z nich sztandarami będziemy łopotać i poprowadzimy Jarosława do zwycięstwa?

Abstrahując od tego, że wyjątkowo nisko nas oceniacie, to pragnę was uspokoić. Nie, nie zrobimy tego, choćby z tego powodu, że – w co zapewne trudno wam uwierzyć – nie łączą nas poglądy polityczne. Część z nas krytycznie albo i bardzo krytycznie oceniała prezydenturę Lecha Kaczyńskiego. Za to wszyscy bardzo wysoko cenimy jego patriotyzm, uczciwość, prawość, pryncypialność wreszcie. Wszystkie te wartości, których nam w polityce brak. Dostrzegamy je także u innych, więc to nie chęć wspierania jednej partii nas łączy, ale tęsknota za owymi ideałami.

Nie gniewajcie się, naprawdę nie chcę was obrazić, ale kiedy czytam wasze pohukiwania w Internecie, to przypomina mi się tych kilku urodzonych idiotów, którzy protestowali przeciw Alei Zasłużonych dla profesora Geremka, przychodzą na myśl domorośli znawcy literatury gotowi strącać ze Skałki Miłosza. Tyle tylko, że my nie urządzaliśmy szopek i manifestacji nad trumną Profesora czy noblisty, to raczej kilku waszych idoli nie potrafiło na pogrzebie Bronisława Geremka powstrzymać się od eksplozji żółci i nienawiści. A my tych kilku protestujących przeciw niemu wysłaliśmy do lekarza.

Was nikt na konsylium nie posyła, was traktuje się serio, was animują największe gazety i prywatne telewizje, które wyszukują wspierających was profesorów i zdobywców Oscara. I nikt nie zastanawia się nad waszą kulturą osobistą, choć, dalibóg, nikczemnością jest nie uszanować ani świętego w Polsce czasu żałoby, ani trumien czekających na pochówek.

To prawda, czasem myślę, że istotnie wiele nas dzieli. Waszych „ludzi honoru” z generalskimi epoletami my uważamy raczej za opresorów. Wasze autorytety budzą nasz śmiech, a nasi bohaterowie – wasze politowanie. Nasze książki uznajecie za grafomanię, my nie potrafimy zrozumieć, jak można czytać ten wasz bełkot. Pewnie nawet sushi lubimy inne, bo, i to was zaskoczy, nie jadamy wyłącznie bigosu.

Ale w końcu, do licha ciężkiego, coś nas chyba jednak łączy, nieprawdaż? I jeśli nie teraz ma się to coś objawić, to kiedy?

Autor jest felietonistą i publicystą, współpracownikiem „Rzeczpospolitej”

Rzeczpospolita

 

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pees.xlx.pl
  •