Cyen Malfoy Yaoi Diary [Z], Drarry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Autor: T.Shinitei
Do oryginału: http://cyen-yaoi-diary.blog.onet.pl/Anomalia,2,ID419827287,DA2011-01-11,n
Yaoi
Cyen Malfoy Yaoi Diary
1.Pamiętnik
Pamiętnik? Nie mam pojęcia dlaczego ojciec na jedenaste urodziny dał mi coś tak idiotycznego jak pamiętnik! W dodatku przy wręczaniu prezentu miał równie tajemniczą minę jak rok temu, gdy kupił mi „SpeedFirea 5” z limitowanej serii. Spodziewałem się więc czegoś podobnego, zaskakującego, drogiego i przede wszystkim praktycznego. Ale pamiętnik?! Do czego komu może być pamiętnik?! No dobra, może dziewczyny zajmują się takimi bzdurami, ale ja jestem CHŁOPAKIEM! Nie będę prowadził pamiętnika... to takie głupie...
Dobrze, że chociaż nie jest różowy w kwiatki, misie i serduszka. W sumie nie wygląda źle. Stylowa, czarna, skórzana okładka z moimi inicjałami w prawym dolnym rogu C.H.M. – Cyen Harold Malfoy. Właściwie z zewnątrz mogła przypominać elegancki notes i gdyby nie strona tytułowa, na której wyraźnie widniał pełen zawijasów napis „Pamiętnik” nigdy bym się nie domyślił do czego służy.
Początkowo miałem jeszcze nadzieje, że pod tą przykrywka kryje się coś jeszcze. Może gdzieś na pergaminowych stronach kryją się jakieś ciekawe zaklęcia, tajemnice mego rodu, może zdjęcia... Przewertowałem pamiętnik kartka po kartce, przetestowałem wszystkie znane mi zaklęcia odkrywające, skanujące i testujące. Znalazłem tylko dwa czary. Pierwszy, dość silny miał za zadanie chronić zawartość przed odczytaniem przez niepowołaną osobę. Drugi, dobrze mi znany powielał kartki w nieskończoność, tym samym powiększał zawartość bez zmieniania wielkości czy ciężaru pamiętnika. Poza tym w środku były tylko puste strony. Prezent od ojca był tylko tym na co wyglądał, zwykłym pamiętnikiem.
Teraz pewnie powinienem zacząć pisać coś w stylu „Kochany pamiętniczku, dzień dziś minął mi spokojnie, poznałem... bla bla bla...” Nie, chyba ojciec nie spodziewa się po mnie czegoś takiego. Niemożliwe, nie mój ojciec. Jeszcze dał mi go teraz, gdy miałem rozpocząć naukę w Hogwarcie. To chyba nie mogło mieć związku? Przecież nowi koledzy by mnie wyśmiali... Już widzę miny współlokatorów gdybym zaczął wieczorem skrobać coś w pamiętniku... Nie! Nie chce nawet o tym myśleć! To głupie! Ten prezent jest głupi! Bezużyteczny!
Właściwie nie wiem po co to tu pisze... Wylewam żale na pamiętnik w pamiętniku... Żałosne... Więcej ani słowa tu nie napisze. NIGDY!
2. List z Hogwartu
Jest! Jest! Udało się! Mam list! Zostałem przyjęty! Ha! Od września pójdę do Hogwartu!
Znaczy wiedziałem od początku, że mnie przyjmą. W końcu jestem czarodziejem i w dodatku arystokratą. Spróbowaliby nie przyjąć Malfoy’a! Mój ojciec zniszczyłby tą szkołę za taka zniewagę. Oczywiście nie fizycznie, mój tata działa zupełnie inaczej, finezyjnie i z klasą jak na arystokratę przystało. Musieli mnie przyjąć!
Zawsze jednak pozostawał cień strachu... że zapomną, przegapią, lub z rozmysłem nie przyjmą mnie z jakiś pozornie ważnych, ale niezrozumiałych powodów. Wstyd się przyznać, ale naprawdę się bałem i z lękiem oczekiwałem na ten list od połowy czerwca. Teraz mi głupio, nie było się czego obawiać, przyjęli mnie bez problemów.
Wiem, że miałem tu już nic nie pisać, ale jakoś tak wyszło. Po prostu tak się ucieszyłem i... chciałem się z kimś podzielić tą radością. Ojciec jest ze mnie dumny. Widziałem to w jego oczach no i zdradził go ton głosu gdy mówił:
- Wspaniale, synu. W przyszłym tygodniu wybierzemy się na Pokątną kupić potrzebne ci rzeczy.
Ojciec rzadko okazywał uczucia. Podejrzewam, że nikt poza mną nie dostrzegłby tego lekkiego uśmiechu i błysku w oku, gdy otwierałem list. Może jeszcze Annie by się to udało, jestem jednak przekonany, że w dostrzeganiu uczuć mojego ojca. nie jest tak dobra jak ja.
Odkąd pamiętam ojciec zawsze był tak samo poważny i chłodny, wyraz jego twarzy praktycznie nie ulegał zmianie. Czasem tylko zmarszczył brwi, gdy coś go irytowało, ale nigdy się nie uśmiechał. Przynajmniej nie pozwalał by ktokolwiek zobaczył jego radość, czy jakiekolwiek inne, głębsze uczucie. Pamiętam, że gdy byłem mały jak każde dziecko pragnąłem z jego strony uwagi. Próbowałem go prowokować by się śmiał, martwił, albo chociaż był zły na mnie. Wtedy byłem przekonany, że on mnie nie kocha. Często płakałem po nocach tuląc do siebie misia, jednocześnie jak każde dziecko chciałem być tak duży i silny jak tata. Z czasem zrozumiałem, że jego twarz to maska, która ma na celu dokładne skrywanie emocji. Powoli zacząłem wyłapywać te przebłyski uczuć z jego strony i rozróżniać je. Już wiedziałem co go cieszy, martwi i przede wszystkim wiedziałem, że mnie kocha. Troszczył się o mnie, na swój dziwny, trochę zimny sposób. Z czasem moim hobby stało się „wyłapywanie” uczuć ojca. Do dziś czuje satysfakcje gdy dostrzegę, to czego nikt inny nie zauważa.
Raz tylko widziałem jak ojciec zdjął maskę i chociaż miałem wtedy pięć lat pamiętam to do dziś. To było na wiosnę, przyjechała do nas Annie, jak zawsze pachnąca fiołkami, energiczna i radosna. Gdy tylko pojawiała się, w naszej rezydencji od razu robiło się jakoś inaczej. Drobne zmiany, takie jak świeże kwiaty w jadalni czy przygotowana przez nią szarlotka rozjaśniały cały dom. Lubiłem wizyty Annie, szczególnie gdy byłem dzieckiem, zawsze przywoziła mi coś dobrego z Francji, czochrała mi włosy, tuliła mnie jakbym był jej synem i zawsze czytała mi bajki na dobranoc.
Wieczorem, po kolacji, Annie jak zawsze wygoniła mnie z jadalni słowami:
- No biegnij już do swojego pokoju wybrać bajkę, którą chcesz dziś usłyszeć.
Poderwałem się zza stołu, jakby znalezienie czytanki było sprawą życia lub śmierci. Zanim jednak wybiegłem z kuchni Annie złapała mnie w pół i przytuliła do siebie.
- Hola, hola – zaśmiała się. – Najpierw ucałuj ojca na dobranoc – mruknęła, a w jej głosie słychać było psotne nutki.
Tym razem jednak zamiast spełnić prośbę wtuliłem się w nią, chowając twarz w jej sukni. Pierwszy raz zaproponowała coś takiego i bałem się jak tata na to zareaguje. Nie wiem czy bardziej się bałem ojca, czy wstydziłem robić coś takiego.
- No, Cii na co czekasz? – rozczochrała mi włosy po czym popchnęła lekko w stronę ojca.
Uniosłem głowę niepewnie patrząc na tatę. W jego oczach dostrzegłem taką samą niepewność jaka zapewne widniała w moich. Chociaż, może wcale niczego tam nie widziałem, tylko przez te lata ubzdurałem to sobie. W każdym razie wziąłem głęboki wdech i podbiegłem do ojca. Mimo, że wciąż siedział za stołem musiałem wspiąć się na palce, by zrównać się z nim. Zachwiałem się próbując pocałować go w policzek. Przerażony, że zaraz się potłukę o wszelkie kanciaste rzeczy w pobliżu objąłem tatę za szyję. Jednocześnie poczułem, że objął mnie ramieniem w pasie ratując przed upadkiem. Byłem czerwony jak piwonia, a przy mojej nienaturalnie bladej cerze każde zaczerwienienie wyglądało, jak paskudny rumieniec. W końcu dokonałem tego heroicznego wtedy czynu i szybko musnąłem wargami policzek mojego ojca.
- Dobranoc, tato – szepnąłem mu prawie do ucha.
Szybko wyślizgnąłem się z objęć ojca i wybiegłem z jadalni, jakby goniło mnie stado demonów. Za sobą słyszałem jeszcze śmiech Annie. Sam też się uśmiechałem, a gdy dobiegłem do pokoju zacząłem z radości skakać po łóżku. Rozpierała mnie energia bynajmniej nie dlatego, że odważyłem się pocałować ojca na dobranoc, ale dlatego, że on mnie przytulił. Dla mnie każda oznaka czułości z jego strony była na wagę złota, byłem w końcu tylko spragnionym bliskości dzieckiem.
Dopiero gdy się uspokoiłem poszukałem jakiejś książki. Wybrałem moja ulubioną baśń o królewiczu porwanym przez złą czarownice. Czekając na Annie oglądałem obrazki w bajce. Kiedy jednak przejrzałem całą, a kobiety wciąż nie było zacząłem się nudzić. Zwykle przychodziła parę minut po kolacji. W końcu znudzony czekaniem, wziąłem książkę w garść i po cichutku zszedłem na dół.
Drzwi do jadalni były uchylone, a ze środka słychać było czyjś szloch i uspokajający głos Annie. Zdziwiony i zaciekawiony uchyliłem drzwi trochę bardziej, na tyle by widzieć co dzieje się w pomieszczeniu. Wystraszyłem się widząc, że tym, który płacze jest mój ojciec. Tata wciąż siedział na krześle, teraz ukrywał twarz w dłoniach, przed nim stała Annie głaszcząc go uspokajająco po włosach.
- Już nie wiem co mam robić, kochana – powiedział mój ojciec przez łzy. – On jest zupełnie inny niż ja, taki żywiołowy, pełen energii. Nie radze sobie z nim. Nie nadaje się do wychowywania dzieci. Nawet nie potrafię pokazać mu jak bardzo go kocham.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]