Cud Boży na Ukrainie, do czytania

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Cud Boży na Ukrainie

Eugenia Poliszczuk

 

Dane o oryginale:

Eugenia Poliszczuk Cud Boży na Ukrainie. Wydanie drugie uzupełnione i opracowane. Pierwsze wydanie: Wielki cud Boży za żelazną kurtyną opracowano w 1980 r. w Kanadzie. Wydawnictwo Droga do Boga Kijów 1994.

 

Wydanie polskie:

Eugenia Poliszczuk Cud Boży na Ukrainie. Tłumaczył z ukraińskiego Zdzisław Krasowski i Teodor Serafin. Wydanie pierwsze opracowano w 1995 roku przez Print Master s. c. (tel. 076 247-18).

 

Od tłumaczy

Drogi Czytelniku! Podejmując się przetłumaczenia świadectwa Eugenii Poliszczuk o jej uzdrowieniu nie kierowaliśmy się żadnymi niskimi pobudkami przeciwko komuś lub czemuś. Jako naoczni świadkowie w trzech miejscach widzieliśmy i słyszeliśmy Eugenię Poliszczuk. Będąc w Polsce, sładała świadectwo o swoim uzdrowieniu, którego dokonał Pan Jezus Chrystus. Śmiało możemy powiedzieć: dziękczynienie i chwała Panu Bogu za Jego miłosierdzie. Człowiek został powołany do życia przez wszechmocnego Boga. W liście do Rzymian 1:20 czytamy: Bo niewidzialna jego istota, to jest wiekuista jego moc i bóstwo, mogą być od stworzenia świata oglądane w dziełach i poznane umysłem. Ewangelia Jana 17:3 podaje zaś opis żarliwej modlitwy Pana Jezusa: A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś. Drogi Czytelniku! Zadaj sobie pytanie, czy to poznanie posiadasz?

Grzech, który panuje na świecie oddala ludzi od poznania Boga i wykonywania Jego przykazań Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca, z całej duszy swojej i z całej myśli swojej. Będziesz miłował bliżniego swego jak siebie samego. Bóg stworzył ziemię i dał ją na mieszkanie dla człowieka (Ps. 115:16). Drogi Czytelniku! Przyjżyj się, jak to mieszkanie obecnie wygląda. Ile smutku, płaczu, łez, cierpienia, przelanej krwi. Szczęśliwie dla nas ... tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto weń wierzy nie zginął ale miał żywot wieczny.

W to Eugenia Poliszczuk, od młodych lat wierzyła. Pokładała swoją nadzieję w Synu Bożym, tym więcej, im ciężej była chora. Pan Jezus jej nie opóścił, wręcz przeciwnie uzdrowił ją. Chwała Jemu! Gienia, tak zdrobniale wymawiamy jej imię, składała świadectwo nie tylko w Związku Radzieckim czy w Polsce ale w wielu krajach gdzie ludzie wierzący w Boga ją zapraszali. Ostatnio, tj. w 1994 roku otrzymaliśmy list ze Stanów Zjednoczonych, w którym jeden z wierzących pisał: miałem możność słuchać drugi raz świadectwa Żeni. Pierwszy raz słuchał go w Polsce.

Wróćmy teraz do historii. Pan Jezus powiedział (Ew. Jana 15:18): Jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie, że mnie wpierw niż was znienawidził. Przytoczmy tu następujące wydarzenie (Ew. Jana 5). W Jerozolimie przy sadzawce Betezda Pan Jezus uzdrowił człowieka. Gdy uzdrowiony powiedział, że to uczynił Jezus ... żydzi tym usilniej starali się o to aby go [Jezusa] zabić. Porównując: jeżeli w autobusie odsprzedamy komuś bilet, to otrzymamy za to stokrotne dzięki. A za uzdrowienie człowieka, który chorował od trzydziestu ośmiu lat groziła Jezusowi śmierć. Tu zdrowy rozsądek nie funcjonował. Szatan nienawidzi dobrodziejstwa Bożego. Tam, gdzie dzieją się sprawy Boże szatan interweniuje z całą stanowczością.

Do Związku Radzieckiego Bóg miał nie mieć wstępu. Władza Radziecka Go sobie nie życzyła. Nadszedł jednak rok 1989, żelazna kurtyna opadła. Misjonarze zaczęli głosić Ewangelię. Nawet milicja zaczęła pomagać trudniącym się dziełem Bożym. W liście do Hebrajczyków czytamy, że Chrystus wczoraj i dziś, ten sam na wieki. W pierwszym wieku naszej ery uzdrowił chorego przy sadzawce Betezda a w dwudziestym Żenię Poliszczuk ze wsi Buchariw na Rowieńszczyźnie (Ukraina). W Ew. Jana 6:2 czytamy: A szło za nim mnóstwo ludu, bo widzieli cuda, które czynił na chorych. Obecnie także za Jezusem idzie mnóstwo ludu, bo On nadal uzdrawia. Przyłącz się więc do tego mnóstwa, abyś dostąpił miłosierdzia Bożego, czas bowiem jest bliski.

 

T. K., Z. S.

 

 

 

I rzekł do nich:

Idąc na cały świat, głoście Ewangelię wszystkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli: w imieniu moim demony wyganiać będą, nowymi językami mówić będą, węże brać będą, a choćby coś trującego wypili, nie zaszkodzi im. Na chorych ręce kłaść będą a ci wyzdrowieją (Mar. 16:1518).

 

 

Przedmowa

Słowo cud w zachodnim chrześcijańskim świecie nie wywołuje szczególnego zdziwienia, o ile cud nie jest czymś niesłychanym, nadzwyczajnym. Miliony ludzi widzą w telewizji, słyszą w radio, czytają w dziennikach i gazetach, słuchają wielu świadectw w swoich kościołach o tym, jakie wielkie sprawy czyni Pan w tych ostatnich dniach. Na Ukrainie jest wielu ludzi, którzy odczuli na sobie uzdrawiającą siłę Pańską. Każdy prawdziwy chrześcijanin systematycznie czytający Pismo Święte może powiedzieć bez zastanowienia, że Pan jest Bogiem Cudów. Cała historia ludzkości jest poznaczona tymi wielkimi cudami.

W księdze proroka Izajasza Pan mówi: Ja jestem Pan, Stwórca wszystkiego, Ja sam rozciągnąłem niebiosa, sam ugruntowałem ziemię kto był ze mną? (Iz. 44:24). Ja uczyniłem ziemię i stworzyłem na niej ludzi, moje ręce rozciągnęły niebiosa i Ja daję rozkazy wszystkiemu ich wojsku (Iz. 45:12). On ratuje, wyzwala, czyni znaki i cuda na niebie i na ziemi. Ja Pan nie zmieniam się (Mal. 3:6). Jezus Chrystus wczoraj i dzisiaj i na wieki ten sam (Hebr. 13:8).

Każdy człowiek obejrzawszy się na swoją przeszłość może powiedzieć, że jego życie wypełnione jest cudami, gdyż jeszcze nigdy w historii chrześcijaństwa tak szeroko nie była głoszona po świecie ewangelia, jak w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat. Jeszcze nigdy nie było tylu Bożych Cudów, a szczególnie uzdrowień. Czy ktoś kiedyś spodziewał się, że odbędą się takie duże zmiany w życiu społecznym, w kraju który zajmował jedną szóstą terytorium całej planety Związku Radzieckiego. Te cuda są widoczne dzisiaj nie tylko dla ludzi duchowych, ale i dla każdego, kto jest przytomny i ma otwarte oczy. O nich opowiada nie tylko literatura duchowa, lecz również wiele popularnych czasopism np. Times, Life, News week i inne.

I będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec (Mat. 24:14). Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto wierzy we mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię, i większe nad te czynić będzie; bo Ja idę do Ojca (Jan 14:12).

Społeczeństwo amerykańskie a także i chrześcijanie całego świata dużo słyszeli i czytali, oglądali w telewizji cuda, które Pan dokonał przez usługę Katarzyny Kulman, ewangelistów: Orala Robertsa, Morisa Cerulo i wielu innych. O cudach, które czyni Pan w Ameryce i pozostałych krajach świata, pastor Iwan Zińczyk mówił w swoich programach radiowych i kontynuuje przekazywanie, korzystając z usług państwowego centrum radia i telewizji. Już w niezależnej Ukrainie, w swoich kazaniach pastor zachęcał głosicieli Słowa Bożego do modlitw za chorymi. Widząc cuda, jakie czynił Pan i słuchając kazań znanych ewangelistów, ludzie zaczynali nawracać się do Pana. W ich sercach zaczęła rodzić się wiara. Pan pracował nad tymi duszami, uzdrawiał ich ciała i ludzie pokutowali. Wielu z nich zostało ochrzczonych Duchem Świętym. Słuchacze z wiarą klękali przy swoich radioodbiornikach, a niektórzy kładli ręce na aparacie radiowym. Pańska siła Ducha Świętego czyniła cuda. Pan uwalniał ludzi od najróżniejszych chorób: od raka, paraliżu, do bólu głowy. Wielu z tych, którzy otrzymali uzdrowienie, przysłali listy i swoje fotografie do pastora Iwana Zińczyka. Za czasów Związku Radzieckiego niemało ludzi przesyłając listy prosiło aby nie podawać ich imion, gdyż mogli zostać zapisani na tzw. czarnej liście. Osoby, które zostały uzdrowione opowiedziały swoim sąsiadom i znajomym. A ci przekazali innym. Wieść o cudzie szybko przekazywana była po koloniach, wsiach i miastach. Setki nowych ludzi zaczęło słuchać audycji radiowych i Pan kontynuował swoją pracę. Wielu grzeszników pokutowało i nawracało się do Boga. Nic tak ludzi nie wzrusza, jak widoczny Boży cud. W 1977 roku pewna rodzina z Rumunii przysłała do pastora Zińczyka list. W Rumunii jest wielu emigrantów z Ukrainy, szczególnie w pobliżu Ukraińskiej granicy. Są tam całe wioski, gdzie używa się języka ukraińskiego. Oni również słuchali audycji radiowych. Otóż, co jeden ze słuchaczy napisał: Drogi bracie Zińczyku. Zwracam się do Ciebie i do Twojej żony Nastazji. Mam pragnienie, aby podzielić się z wami swoją radością z powodu tego, co Pan uczynił w moim domu. W każdą środę słuchałem waszej audycji radiowej Droga do Boga. Głosiłeś o niewidomym, który wykorzystał szczęśliwą okazję spotkania z Jezusem. W czasie tego głoszenia Pan zbawił mnie otwierając mi duchowe oczy. O! Jestem teraz szczęśliwy. Ale w moim domu zdarzyło się nieszczęście. Moja córka zachorowała i zaniemówiła. Lekarze powiedzieli, że to już na zawsze. Nawet jeszcze gorzej powiedzieli, że moja córka nie będzie długo żyć. Regularnie słuchaliśmy waszych kazań i po ich zakończeniu wszystkich obecnych zapraszaliśmy do modlitwy. Uklękliśmy i zaczęliśmy razem z wami modlić się. Podczas tej modlitwy siła Boża zstąpiła na nas wszystkich rwącym potokiem. I cóż się stało? Nasza córka przemówiła, Chwała Panu! Potem ona rozmawiała już normalnie. O! Chwała Bogu! Drogi bracie! Ten cud z moją córką wywarł na mieszkańcach naszej wsi takie wrażenie, że dwadzieścia sześć osób przyjęło Pana. O drogi bracie, niech Pan błogosławi Ciebie i twoją żonę Nastazję. Będziemy modlić się za was.

Podobnych listów przychodzi do pastora Zińczyka bardzo dużo. Ludzie chcą podzielić się swoją szczerą radością, opowiadając, co Pan uczynił w ich życiu. Pastorzy i ewangeliści, którzy wcześniej nie odważali się modlić o uzdrowienie, patrząc co Pan czyni korzystając z audycji radiowych zaczęli po domach modlić się za chorymi. Dlaczego po domach? Dlatego, że było to za czasów władzy radzieckiej. Tych, którzy odważali się wierzyć w uzdrowienia w kościołach (zborach) natychmiast pociągano do surowej odpowiedzialności. Chwała Bogu teraz tego nie ma. Dzieci Boże swobodnie mogą oddawać pokłon swojemu Panu. Można powiedzieć, bez żadnej wątpliwości, że nie ma na Ukrainie takiego zboru, gdzie nie głoszono by pełnej ewangelii i gdzie nie było by wielu ludzi uzdrowionych przez Pana. W tamtych czasach było zupełnie inaczej. Nie zważając na surowe zakazy, pastorzy i misjonarze zaczęli modlić się o uzdrowienie z włożeniem rąk na chorych. Siła Boża Siła Ducha Świętego zaczęła działać. Ogień Ducha Świętego zapłonął po całej Ukrainie, Białorusi, w krajach nadbałtyckich i w Mołdawii. Setki ludzi zaczęło nawracać się do Pana, a szczególnie dużo młodzieży. Chorzy zaczęli otrzymywać uzdrowienia a osoby pragnące zostały ochrzczone Duchem Świętym. Fakt przebudzenia nie na żarty wzburzył ateistów i sceptyków. Rozpętali oni w swoich dziennikach, gazetach, audycjach radiowych głośną kampanię przeciw Bogu i wierzącym. Organa władzy ostrzegały tych, których podejrzewały, żeby nie słuchali religijnych propagandzistów z zagranicy i nie wierzyli w żadne uzdrowienia. Ateiści napisali książkę pt. Codzienna lektura ateisty i tam na stronie 443 można znaleźć takie słowa: o ile Boga nie ma, to i cudów nie może być. A w tym wypadku jeżeli ktoś świadczy o tym, że stał się cud to znaczy, że on oszukuje ludzi. Autorzy dodają: my sądzimy nie za to, że człowiek wierzy w żywego Boga, ale za to, że człowiek oszukuje mówiąc: niby taki Bóg jest i niby On robi cuda. Ale krytyka nierozumnych ludzi jest niczym dla wielkiego Boga. On jest Stworzycielem wszystkiego, co żyje. On jest Zbawicielem, On jest Bogiem cudów. Jeszcze niedawno wierzący z różnych kontynentów byli rozdzieleni nieprzeniknioną żelazną kurtyną, za którą chyba tylko fale radiowe mogły donieść Żywe Słowo. Ale nastał czas i wolą Pana było, że upadł mur, symbol ideologicznej niezgody dwóch światów. Dzisiaj nie mamy żadnych przeszkód w głoszeniu Słowa Bożego. Nie byłoby to możliwe w dawnym Związku Radzieckim. Alleluja! tysiące byłych grzeszników, a dzisiaj dzieci Bożych wkracza do kościoła.

Ta pierwsza niewielka książeczka wydana została pod tytułem: Wielki Boży cud za żelazną kurtyną w 1980 roku w Kanadzie pod redakcją Pawła Szelasta. Dzisiaj uzupełniliśmy ją nowym materiałem i wydajemy już w ojczyźnie Eugenii Poliszczuk. To też jest swego rodzaju cud. Wszystkie opowiadania uczestników i świadków nadzwyczajnych wydarzeń, jakie miały miejsce w życiu beznadziejnie chorej kobiety umieszczono w książce bez jakichkolwiek zmian treści, tylko z niewielką poprawką literacką. Wstęp napisał i korekty dokonał dziennikarz Wiktor Kotowski.

 

Bóg zawsze był ze mną

 

Nie nadaje się do leczenia.

Urodziłam się 20 lipca 1933 roku w wiosce Buchariw, województwo Rowno powiat Ostrozki. Nasza rodzina składała się z pięciu osób: ojca, mamy i nas trzech sióstr. Ja byłam najstarsza. Mama jeszcze w młodym wieku została wdową. Tato zginął tragicznie, kiedy my byłyśmy jeszcze małe. Na mamę spadły wszystkie obowiązki. W tych czasach bardzo trudno było wyżyć z trojgiem dzieci. Kiedy ukończyłam sześć lat jako najstarsza wzięłam się do pomocy w domu, ile tylko mogłam podołać swoimi siłami. Dlatego nie mogłam chodzić do szkoły (skończyłam tylko dwie klasy). Od najmłodszych lat byłam wierząca. Rosłam i byłam zdrowym, ładnym dzieckiem jak i wszystkie. Kiedy skończyłam szesnaście lat, poszłam do pracy do kołchozu i pracowałam przy burakach. Za dobrą pracę dano mi nadzór nad łanem pola. Często nagradzano mnie wyróżnieniami, dyplomami. Pewnego razu bardzo przeziębiłam się w polu. Gdy mi przeszło, poszłam na fermę doić krowy. Na fermie w ciągu miesiąca musiałam przenosić na swoich plecach sto czterdzieści ton paszy dla bydła. Od tej ciężkiej pracy doznałam urazu kręgosłupa i zachorowałam. Zaczęły mnie boleć nogi i ręce. Dano mi lżejszą pracę. Z biegiem czasu nogi odmówiły posłuszeństwa, a na plecach zaczął mi narastać garb. Z czasem coraz trudniej było mi chodzić. Położyli mnie w szpitalu w wiosce Sijańci. To był szpital naszego powiatu. Po powrocie ze szpitala jakiś czas chodziłam o kulach aby utrzymać się na nogach. Zdrowie coraz bardziej pogarszało się. Potem zabrano mnie do powiatowego Ostrozkiego szpitala. Następnie skierowano mnie do szpitala wojewódzkiego. Kiedy leżałam w szpitalu w Rownie to nie narzekałam, że jestem taka młoda i tak ciężko chora. Mówiłam wszystkim o Bogu. Znano mnie jako wierzącą. Zawsze śpiewałam wysławiając Pana. Nieraz lekarze dokuczali mi: to gdzie jest twój Bóg? Lecz ja nie mogłam im wtedy pokazać gdzie jest mój Bóg. Leżałam skurczona we troje, ale wierzyłam, że Bóg może wszystko i mnie taką straszną kalekę może uczynić zdrową. Nigdy nikomu nie polecałam, żeby modlono się za mnie dlatego, że mocno wierzyłam: kiedy pomodlą się, to wyzdrowieję i On zostawi mnie na ziemi. Ja chciałam iść do Jezusa, do nieba i byłam gotowa umrzeć. Pewnego razu, kiedy podczas obchodu lekarz pytał chorych o zdrowie, to wszyscy chorzy w mojej sali skarżyli się na swoje cierpienia. W końcu lekarz podszedł do mnie i nie zapytał o zdrowie. Ono było widoczne. Choroba tak mnie związała, że nogi zaplotły się jedna za drugą, w kolanach zgięły się i przycisnęły się do klatki piersiowej. Klatka piersiowa wgięła się do środka a na plecach był już pokaźny garb. Lekarz zapytał mnie:

Żeniu, co u ciebie słychać?

Chwała Bogu! Dobrze odpowiedziałam.

Wówczas zwrócił się do pozostałych chorych.

Otóż wy narzekacie na swoje choroby, mówicie, że wam bardzo źle, ale możecie jeszcze wszystko jeść, a Żenia mówi, że jej dobrze. Popatrzcie na nią, jaka Ona jest nieszczęśliwa.

Wtedy zwróciłam się do lekarza z prośbą, żeby mnie wysłuchał.

Pan powiedział, że jestem krzywa, garbata kaleka to prawda, zgadzam się. Ale powiedział pan jeszcze, że jestem nieszczęśliwa i biedna. Ja się z tym nie zgadzam, gdyż jestem bogatsza niż miliarder.

Często śpiewałam jedną pieśń: Niech świat się śmieje i niech nie uważa, że jestem biedna, teraz mój skarb w niebie mnie oczekuje, jestem bogatsza niż miliarder. Prześpiewałam tę całą piosenkę, lekarz posłuchał i odszedł zdziwiony. Pewnego wiosennego dnia na dworze była bardzo ładna pogoda. Wszyscy wyszli przed budynek szpitala. Pozostałam sama na sali i zaczęłam głośno śpiewać tak, że było słychać na trzy piętra. Przyszedł lekarz i mówi:

Już nasza Żenia śpiewa. Uwierzyła w jakieś pozagrobowe życie, a tu dla niej życia nie ma.

A ja odpowiedziałam:

To życie doczesne i to ciało co boli życia wiecznego nie dostąpi. Dusza, którą dał Bóg, a której my nie widzimy, to wewnętrzny człowiek, ona jest wieczna.

Wtedy lekarka, która przyszła razem z nim i stała obok, powiedziała:

Nie ma żadnej duszy. Kiedy człowiek umiera, to wszystko się kończy.

Czy pani już długo pracuje jako lekarz? zadałam jej pytanie.

Już ponad dwadzieścia lat odpowiedziała ona.

A czy po śmierci chorego była pani obecna przy sekcji?

Owszem i często byłam obecna. Zdarza się że według wiedzy medycznej chory nie powinien umrzeć, a ja rano widziałam go umarłego.

A kiedy rozcinają zwłoki to czy widziała pani duszę?

Nie!

A miłość istnieje?

O! bez miłości życie jest niemożliwe.

A zło też jest?

Tak powiedziała ona.

Kiedy była pani przy rozcinaniu zwłok, to chyba widziała pani miłość?

O! Żeniu! wykrzyknęła ona ty mnie zapędziłaś do kąta. Ty otworzyłaś mi oczy! Dopiero dzisiaj tak jasno zrozumiałam, że dusza, miłość i zło jest tylko w żywym człowieku, a nie w martwym.

Nigdy nie obrażałam się na lekarzy i nie obrażam. Oni mnie żałowali, chcieli dopomóc, ale niestety, byli bezsilni wobec takiej choroby. Później zdecydowali, że zaproszą profesora z Kijowa do szpitala wojewódzkiego w Rownie. Kiedy on przyjechał, przeprowadził konsultację ze mną i powiedział:

Ty Żeniu jeszcze jakiś czas tu poleżysz. My ciebie podleczymy a potem zabierzemy do Kijowa, do instytutu doświadczalnego. Zrobimy operację na ple2cach, żeby usunąć garb. Może wtedy twoje nogi wyprostują się.

Profesor pojechał. Mija czas a mnie nie wieźli do Kijowa. Pytałam lekarza:

Dlaczego nie wieziecie mnie do Kijowa?

Profesor powiedział, że już za późno.

Niejeden raz mnie badali różni obecni profesorowie. Wszyscy rozkładali ręce mówiąc: już późno. Ale Chrystus nie spóźnia się nigdy i do mnie nie spóźnił się. Chwała Jemu, Alleluja! Minął rok, jak mnie przywieziono do szpitala w Rownie. Pewnego dnia ordynatorka powiedziała do mnie:

Żeniu my dzisiaj zawieziemy ciebie do szpitala powiatowego a stamtąd do domu, żebyś odpoczęła od zastrzyków i szpitalnej atmosfery.

Dała mi historię choroby. Tam było napisane na co jestem chora, kto mnie leczył z podpisem trzech osób. Wniosek: nie nadaje się do leczenia i potwierdzono pieczęcią. O Boże! W moim młodym wieku nie ma już pomocy medycznej, ale moje życie jest w Twoich rękach, Panie. Odwieziono mnie do szpitala powiatowego, ale stamtąd od razu mnie do domu nie odwieziono. Jeszcze osiem miesięcy przeleżałam. Z każdym dniem było mi gorzej i gorzej. Przestałam rozmawiać. Trzymano mnie miesiąc pod kroplówką. W żyły wprowadzano mi glukozę. Pewnego dnia gdzieś na początku marca przyszedł lekarz na obchód i powiedział:

Dzisiaj zawieziemy ciebie Żeniu do domu.

Ostatnimi siłami odpowiedziałam:

Mnie już wszystko jedno zawieźcie.

 

Ubranie dla narzeczonej

Przeleżałam w szpitalach w Rownem i Ostrozie rok i dwa miesiące. Nareszcie zawinięto mnie w kołdrę, położono na noszach, zaniesiono do karetki i polecono szoferowi:

Zawieź ją do wsi Buchariw. Daliśmy jej zastrzyki. Ty musisz zawieźć ją do domu.

Wszystko słyszałam, ale nie mogłam mówić. Z nami jechała felczerka. Droga była bardzo kiepska i po tej podróży stan mój się pogorszył. Kiedy karetka podjechała do mojego domu i zatrzymała się, to moi sąsiedzi przechodzący obok, też podeszli myśląc, że ja już umarłam, ale zobaczyli, że jeszcze żyję. Wzięli te nosze i zanieśli mnie do domu. Postawili na środku pokoju a pielęgniarka rozwinęła kołdrę, posłuchała jak moje serce pracuje i dała zastrzyki. A mnie nadal było gorzej i gorzej. Wówczas pielęgniarka powiedziała do szofera:

Idź i zapal samochód.

On zrozumiał. Podszedł do felczerki. Oboje położyli mnie na moje łóżko domowe, po czym szybko podeszli do drzwi. Ale sąsiedzi, którzy byli w naszym domu powiedzieli im:

Wróćcie, rozbierzcie ją, zabierzcie odzież i kołdrę szpitalną.

Oni wrócili się, rozebrali mnie i położyli na łóżko. Wsiedli w karetkę i odjechali. Kto u mnie w domu był, nie mógł utrzymać łez na mój widok. Mama upadła obok łóżka i gorzko płakała. W tym czasie było już u mnie wielu wierzących przyjaciół. Oni mnie odwiedzali w szpitalu. Kiedy powiedziano im, że mnie odwieźli do domu w ciężkim stanie wsiedli do autobusu i wszyscy przyjechali do mnie. Myśleli, że ja umarłam, gdyż widzieli wszystkich w żałobie i mnie zupełnie rozebraną. A kiedy dowiedzieli się, że jeszcze żyję to wszyscy uklękli i zaczęli się modlić. Gdy się modlili, Bóg ich usłyszał a ja oprzytomniałam. Bracia i siostry podnieśli się z kolan i rozmawiali między sobą, że ktoś tu musi pozostać, bo ja będę umierać, i trzeba pomóc matce przygotować obiad na pogrzeb. Ja słyszałam to wszystko ale nic nie mogłam powiedzieć. Kilka osób pozostało, a reszta się rozeszła. Zaczęli rozpowiadać, że Żenia będzie umierać. Wieczorem przyjechał pełny samochód przyjaciół. Zobaczyli mnie w takim stanie. Jeden pastor powiedział:

Żeniu, my widzimy, że ty będziesz umierać. Powiedz nam coś dobrego na ostatek, bo ty prędko zostaniesz obywatelką nieba, a my jeszcze pozostaniemy tu na dalszą wędrówkę. Nie wiemy, co los nam zgotował. Błogosław nas.

Ja powiedziałam z całej siły, że nie mogę rozmawiać. Wtedy Bóg Duchem Świętym napełnił proroka i powiedział:

Córko moja mów wszystko! Mów, bo ja teraz napełniam wnętrze twoje.

Zaczęłam śpiewać Duchem tak mocno, że teraz tak bym nie mogła. Wszyscy uklękli i zaczęli się modlić. A kiedy modlili się, to Pan powiedział jeszcze:

Córko moja! Nie odejdziesz, dopóki nie zobaczysz chwały mojej swoimi oczami tu na ziemi.

Nie mogłam tego zrozumieć, jak można zobaczyć chwałę Bożą cielesnymi oczami. Lecz dziękuję Bogu! Wszystko spełniło się. Od tego czasu mogłam już rozmawiać, śpiewać, ale leżałam skurczona i nie mogłam chodzić. Śpiewałam coraz więcej pogrzebowych pieśni. Odwiedzali mnie nieznajomi bracia. Jeden brat podszedł do mnie, przywitał się a Pan napełnił go Duchem Świętym i powiedział:

Córko moja, ty co? Zbierasz się do odejścia? Nie! ty jeszcze swoimi oczami zobaczysz, jak ludzie będą iść i nawet biegiem podążać do ciebie. Będą się dziwić wielkiemu cudowi, temu, który uczyni Pan.

I znów nie mogłam zrozumieć, jak ja będę mogła zobaczyć ludzi, którzy będą iść, biec do mnie do domu skoro nie byłam w stanie nawet spojrzeć przez okno. Patrzyłam tylko w jeden kąt, a tam okna nie było. Nie mogłam tego zrozumieć, lecz wszystko spełniło się. Chwała Bogu! Po tym jak mnie przywieziono do domu ze szpitala powiatowego przeleżałam w domu trzy lata i pięć miesięcy. Lekarze nie przyjeżdżali do mnie, ponieważ byli przekonani, że ja umarłam. Nie wliczyłam całego czasu choroby, a tylko cztery lata i siedem miesięcy, kiedy już byłam zupełnie nieruchoma. Pewnego razu odwiedziły mnie wierzące siostry. Kiedy modliłyśmy się Duch Święty powiedział:

Córko moja, bądź z twoją mamą w poście i modlitwie dlatego, że wróg niedobrze myślał o twoim domu.

Przez dwa dni przyjeżdżali bracia i siostry na zebrania modlitewne. Kiedy tylko rozpoczęli Służbę Bożą niespodziewanie zjawiła się milicja i sekretarz powiatowy z miejscową władzą. Zamierzali wszystkich ukarać, a mnie zabrać do szpitala, żebyśmy nie przeprowadzali nabożeństw. Ale Bóg uczynił inaczej. Pełnomocnik do spraw religii (kobieta) podeszła do mnie i odrzuciła kołdrę. Kiedy zobaczyła mnie taką kalekę, wyschłą i skurczoną, to aż się przestraszyła. Odwróciła się w kierunku stołu i zapłakała. Potem zapytała przewodniczącego kołchozu:

Czy pomagasz im? Chwaliłeś ją, że dobrze pracowała w kołchozie i nigdy nie kradła.

Ja za niego odpowiedziałam, że my nie prosimy o pomoc, bo już z mamą nie pracujemy w kołchozie. Wtedy Olga Michajłowna pełnomocnik d/s religii powiedziała do przewodniczącego, aby zapisał nam dwa cetnary pszenicy. Następnie zapytała, czy mamy krowę. Odpowiedziałam, że nie. Zarządzono, aby dostarczać nam codziennie litr mleka do domu. Zapytano też o drewno. Skoro dowiedziano się, że nie mamy obiecano samochód drewna. Pytano, czy jeszcze czegoś nie potrzebujemy. Mama powiedziała, że podłoga zgniła. Pełnomocnik popatrzyła i poleciła wypisanie desek i naprawę podłogi, a także zrobienie ławek, żeby wierzący mogli siedzieć w czasie nabożeństwa. Wróg chciał uczynić zło, a Bóg obrócił na dobro. Bóg chce, abyśmy się modlili i wierzyli. To, co my nie możemy zrobić, to może wszystko Bóg. Alleluja! Chwała Panu!

I tak leżałam. Choroba mnie skuwała mocniej i mocniej, na plecach wyrósł garb, jak wiejski bochenek chleba. Bóg posłał dwóch młodych braci i przemówił do ich serc, aby mnie odwiedzili i sfotografowali. Ale ja nie chciałam, żeby mnie fotografowali. Powiedzieli, że tak trzeba. Nic nie mogłam poradzić. Odwrócić się nie mogłam aby schować twarz, uciec też a oni zrobili tak, jak Bóg przemówił im do serc. A teraz to zdjęcie jest właściwie dokumentem i jeszcze jednym świadkiem o Bożym cudzie. Potem znów odwiedzali mnie przyjaciele i Bóg przez proroka przemówił:

Córko moja, przed tobą jest droga.

Ja sobie pomyślałam, że zabiorą mnie do szpitala. Lecz Bóg powiedział:

Nie ta droga o której myślisz, a droga którą ty sama pójdziesz, tędy dokąd cię poprowadzę. A poprowadzę cię tam, gdzie ty nigdy nie byłaś i twoja noga stanie tam, gdzie nigdy nie chodziłaś.

Nie mogłam tego zrozumieć. Nie byłam w stanie chodzić z powodu choroby, ale wszystko to sprawdziło się i sprawdza się w moim życiu. Jednego razu siostry spytały moją mamę, czy przygotowała dla mnie ubranie na śmierć. Chciały je zobaczyć. Ubranie było proste, biedne, bo ładniejszego mama nie miała z czego uszyć. Wtedy one uszyły lepszy strój, taki jak dla narzeczonej, gdyż ja byłam panną. Pewnego dnia przyniosły ten strój i dały mamie w kuchni. A ja usłyszałam, o czym rozmawiały, poprosiłam aby mi pokazały. Też chciałam zobaczyć. Siostra nie chciała, ale ja nalegałam, więc mi pokazała. Poprosiłam, żeby ona położyła ten strój na mnie i podniosła lustro. Chciałam widzieć jaka ze mnie narzeczona. W tym dniu akurat były moje urodziny 20 lipca. Tak się złożyło, a oni nie wiedzieli, iż przynieśli mi taki prezent na dzień urodzin. Wszyscy podeszli do łóżka i dziwili się, co to będzie. A kiedy położyli na mnie ten strój i podnieśli lustro to zostałam napełniona Duchem Świętym i zaczęłam chwalić Boga siłą Świętego Ducha. Alleluja! W domu była sąsiadka, która jeszcze nie przyjęła Chrystusa do swego serca. Kiedy zobaczyła, że ja chwalę Boga, to zaczęła pokutować. Wszyscy widzieli, że ja nigdy nie upadałam na duchu, ale śpiewałam i chwaliłam Boga. Bardzo lubiłam też słuchać audycji radiowych o Ewangelii. Miałam obok siebie radioodbiornik i często słuchałam kazań brata Iwana Demianowycza Zińczyka. One mnie wzmacniały duchowo. Brat Zińczyk często prowadził audycję radiową o mocy Bożej, sile Ducha Świętego uzdrawiającej chorych, o cudach jakie Pan czyni na świecie. Chociaż byłam bardzo chora, skręcona we troje, ale niewymownie radowałam się, że mogę słuchać tych cudownych kazań. Dziękowałam Bogu za to i modliłam się, żeby On jeszcze bardziej błogosławił brata Zińczyka i wszystkich którzy pracują w studio radiowym. Bóg pokrzepiał mnie Duchem Świętym. Napełniał mnie i śpiewałam taką pieśń:

Ja podróżuję tu na tej ziemi, z każdym dniem zbliżam się do ojczyzny, a kiedy przyjdę do niebios świętych na moje spotkanie wyjdzie niebieski oblubieniec. Wyjdzie spotykać i witać tam w bramach. Krzyż on ze mnie zdejmie i do siebie przyjmie w Świętych niebiosach.

Śpiewałam psalmy i nie narzekałam na swój los. Nie żałuję, że pokutowałam i że swoje życie na zawsze oddałam w ręce Boże.

 

Mamo jesteśmy już wolni!

Nadszedł czas, kiedy zakończył się mój termin inwalidztwa i zatrzymano mi wypłatę renty. Mama radziła, aby wezwać lekarzy, niech przedłużą inwalidztwo. Ale ja nie chciałam. Myślałam, że już prędko umrę. Sąsiedzi mamie powiedzieli, że jako wdowa ma za małą rentę dwanaście rubli, i powinna wezwać lekarzy, niech będzie ten grosz dla niej. Nasza felczerka zadzwoniła do powiatu, do lekarzy, żeby przyjechali i przedłużyli grupę inwalidztwa. Na to oni powiedzieli, że Żenia Poliszczuk umarła i nie przyjadą. Jednak nasza władza na wsi przestraszyła ich i oni się zjawili. Kiedy zaszli do domu, usiedli przy stole i zaczęli pisać. Przerywając ciszę powiedziałam im, aby wzięli mnie do szpitala, niech moja mama odpocznie. Oni wstali, podeszli do mnie i powiedzieli:

Ty się na nas nie obrażaj. Ty dobrze wiesz, że my i inni lekarze tobie w niczym nie pomożemy. Ty biedna Żeniu leż, dopóki aż no, dopóki

A ja im dopowiedziałam:

Dopóki nie umrę? O nie! Ja wierzę, że mnie Bóg uzdrowi. Choć jestem chora ale wierzę.

Lekarze pojechali. Zaczęłam sądzić siebie za to, że prosiłam ich, aby zabrali mnie do szpitala. Ale potem pomyślałam: niechaj to będzie tak jak jest.

Oni sami przyznali się do własnej bezradności. Za dziewięć dni mieli okazję osobiście zobaczyć co zrobił Pan. Dziewiętnastego lipca 1978 roku przyjechali do mnie dwaj bracia. W tym dniu ja czułam się tak, jak nigdy w swoim życiu.

Co ze mną dzisiaj się stanie? pytałam siebie.

A potem odpowiedziałam:

Wiem, że dzisiaj spotkam się z Tobą Panie Jezu, dzisiaj odejdę z tej ziemi. Już mojej klatki piersiowej nie będą ugniatać kolana, nie będzie mi ciężko oddychać.

Prosiłam Boga, żeby On utwierdził serca tym braciom, którzy przyjdą do mnie do domu. Jak odwoła mnie Bóg, niech połamią moje nogi i położą równo w trumnie. Ja nie dla siebie tego chciałam, lecz ze względu na tych przyjaciół, którzy mnie odwiedzali i płakali martwiąc się, w jaki sposób położyć mnie do trumny. I jeszcze prosiłam Boga o mądre serce i światło rozumu abym mogła zawołać mamę i powiedzieć:

Ja chcę ostatni raz tu na ziemi pomodlić się z wami i waszą starość przekazać w Boże ręce.

Chciałam też przypomnieć, żeby siostry w dniu mego pogrzebu, nie zakładały na głowy czarnych chustek, tylko białe, dlatego, że ja jestem przekonana o moim zbawieniu. Powiedziałam to swoim siostrzyczkom, krewnym i przyjaciołom. Ale nie zdążyli tego zrobić.

Przyjechali dwaj młodzi bracia. Weszli do domu i zapytali mnie:

Siostro Żeniu ile lat ty chorujesz?

Odpowiedziałam im, że niedługo minie pięć lat. Ja wszystkich lat nie brałam pod uwagę dlatego, że od początku jak zachorowałam i do końca, kiedy Bóg mnie uzdrowił minęło dwanaście lat. Liczyłam tylko najcięższe lata mojej choroby. Wtedy jeden z nich zapytał mnie:

Czy ty siostro nie wierzysz, że Bóg może ciebie uzdrowić?

Ja odpowiedziałam, że wierzę.

Nie wierzysz!

A ja znów wierzę.

Kto wierzy, ten jest zdrowy, a kto nie wierzy, to jest widoczne wskazał na mnie ręką.

Wtedy odpowiedziałam:

Ja chcę cierpieć.

A Bóg chce ciebie uzdrowić.

Niech będzie Jego wola.

A czy wierzysz, że jak będziemy się modlić, to Bóg ciebie uzdrowi?

Tak, wierzę!

Brat wziął Ewangelię, podszedł do mojego łóżka i zaczął czytać. A kiedy on czytał, to w mojej duszy zrobiło się tak dobrze, że to trudno opisać. Wtedy poprosiłam braci, aby już się modlili. On jeszcze raz zapytał mnie o wiarę. Wtedy wszyscy obecni w domu uklękli. Brat położył mi ręce na głowie, a ja z niespodziewaną szybkością zerwałam się na nogi. Kiedy wyskoczyłam ze swego łóżka, zaczęłam na cały głos chwalić Boga. Mama modliła się w odległym kącie, gdzie zawsze wylewała smutek swej duszy i ona otworzyła oczy, patrzyła dlaczego ja tak głośno krzyczę? O! kiedy mama zobaczyła, że mnie uzdrowił Bóg, to ona jeszcze mocniej krzyczała. Przyszła do mnie na kolanach z tego kąta, objęła moje nogi, przycisnęła do siebie i zaczęła je całować. Ciepła łza upadła na moją nogę. Po raz pierwszy odczułam matczyne ręce i ich ciepło. Odczułam tę delikatną łzę, która potoczyła się po mojej żywej nodze. Mama dotykała moją klatkę piersiową i powiedziała:

Córko! Ty masz wszystkie kostki równe. Powiedz, czy będziesz jadła chleb?

Będę mamo wszystko jadła, co Bóg będzie podawał.

Jedz, bo ja nie jadłam.

Dlaczego nie jadłaś mamo? Mnie to kolana ugniatały w klatkę piersiową, dlatego nie mogłam połykać. A ty?

Mama odpowiedziała:

Twoja choroba mnie całą dusiła, dlatego i ja też nie mogłam połykać.

O mamo! Chwała Bogu! Jesteśmy już wolni! Jezus nas uwolnił od tej choroby. Teraz razem będziemy jeść i chwalić Pana.

Mama wstała z kolan, położyła mi rękę na plecy, może chciała mnie wziąć na ręce jak to było wcześniej (byłam bardzo lekka, chuda, nie ważyłam nawet dwudziestu kilogramów). Kiedy mama dotknęła moich pleców, to raptownie zakrzyczała:

Dlaczego tak krzyczysz mamo? zapytałam.

Nie ma garba na twoich plecach odpowiedziała.

Chwała Panu! W jednym momencie Bóg Wszechmogący uzdrowił mnie, wyprostował moje nogi, zabrał garb z pleców i stałam się zupełnie zdrowa.

 

Idźcie i patrzcie wsz...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pees.xlx.pl
  •